Małgorzata Grajewska – poezja
Ważka
z inspiracji obrazem J. Mehoffera Dziwny ogród
Szliśmy razem wśród stubarwnych pnączy.
Gałąź tarła o gałąź, lubieżnie przez liście.
Tyle rosło ziół przeróżnych, kwiatów i paproci.
Nie wiem, kiedy sfrunęła brunatna i ciężka,
ale usłyszałam jej szept, że utracę złote dziecko
i sukienka moja już po szyję żałobna…
Nagi chłopczyk kwiaty nadal trzyma w dłoniach.
Śpiesznie łamie łodygi malw, w słonecznym rozkwicie.
Ona szeptem powtarza prawdę o cierpieniu, z winy,
z grzechu pramatki. W cichym cieniu jabłoni
dotykam gładkich owoców, przejrzałych upałem.
Nie wierzę, przecież słońce ogrzewa nam stopy…
Lato
słońce spadło nagle
rozbiło się o czerwoną plamę na asfalcie
nawet nie wiem
kto ostatni dotknął twoich powiek
czarną piłkę podarowałam chłopakom
na pamiątkę
a niedopity POWERADE
podniosłam do rangi świętości
jak wszystko
co zdążyłeś zaznaczyć dotykiem
teraz poukładane warstwami
w pudełkach
czternaście kawałków słońca
Grząski teren - konkret pierwszy
już nie odwracam się plecami do miejsc wypukłych jak znamiona na szyi
dostrzec je to nie wszystko trzeba umieć patrzeć jak migocą i powoli gasną
na podobieństwo gwiazd grzęzną w ziemi w jej nieskończoności
to nie śmierć nas zniewala lecz świadomość niemocy
już nie czuwam nad twarzą we śnie teraz jestem strażnikiem kamienia
chodzę wokół niego po omacku bo oczy mam pełne wody grząski teren
obracam językiem gorzkie pastylki otwieram żyły
aby upuścić nadmiar wilgoci
są puste
Chłód w powietrzu - konkret drugi
milczenie jest dźwiękiem najbardziej słyszalnym szczególnie
tam gdzie kończy się niebo a zaczyna chłód słowa opadają czy liście
działa prawo ciążenia spraw trudnych i imion których nie ma
możesz poczuć ich lepkość albo butwiejący zapach
zamiast oddechu mroźne powietrze szczypie w oczy jak sól
na śnieg jeszcze za wcześnie na wołanie za późno na śmierć
płacz zawsze nie w porę cisza jak mgła wchodzi pod naskórek
i wyje do wewnątrz
* * *
Jest to liryka otwarta na obecność i działanie Boga, o którym bardzo rzadko poetka pisze wprost. Nie ma takiej potrzeby. On przenika całą rzeczywistość. Życie jawi się więc jako prowadzony z Nim, nieustannie, najbardziej wewnętrzny dialog. Rozmowy nie przerywa nawet nagłość i niezrozumiałość Jego wyroków. Zapisem tej relacji jest „blisko, bliżej, za daleko” – książka, będąca autentyczną, bogatą i przejmującą analizą stanu żałoby po tragicznej śmierci syna, Pawła. Drogą wewnętrznej przemiany. Czasem przełomu, gdy padają pytania o sens. A relacje z najbliższymi poddane zostają próbie bólu. Powracają wyobrażenia wieczności, w której kontynuowane jest życie.
Poszczególne wiersze to obrazy matki i syna, trwających na dwóch krańcach, przypisanej im, a nie do końca określonej rzeczywistości. To prawie bezgłośne przywołania z naszego – na drugi brzeg, przeniknięte szeptem zapamiętaj moją miłość („Porozmawiajmy o odchodzeniu” z tomu „blisko, bliżej, za daleko”). W końcu, granice pomiędzy tymi światami okazują się być płynne, a przeniknięcia i spotkania – możliwe. Obecność tutaj staje się wyczuwalna, pośrednictwo w innej rzeczywistości – pewne. Czyżby śmierć ukochanej osoby przybliżała niebo? W jestestwie matki, symbolicznie, osadzone zostaje drzewo życia jej syna. Teraz tu będzie wzrastało.
Hanna Strychalska
* * *
…Gdyby można było powiedzieć o „czasie akcji” zawartych w tym tomie wierszy, z łatwością można by było wskazać na lato, nie tylko jak na porę, w czasie której wszystko się zaczęło, ale jako na przeciwieństwo wiosny. Wtedy właśnie, pod pozorem nawału kolorów i procesów życiowych, natura osiąga pełnię i popada w pewien zastój, by w zaledwie chwilę później nieuchronnie podążać do znacznego spowolnienia lub zaniechania procesów życiowych w czasie zimy. Tak i w tych wierszach, matka jest boleśnie świadoma, że nieważne, ile wspomnień i pamiątek zachowa, jej dziecko i tak nie powróci. Są to wiersze wyjątkowo bezpretensjonalne i szczere w tym, co próbują przekazać czytelnikowi. Nie ma tutaj patosu i wielkich słów, ich język jest bardzo uniwersalny.
Znamienny jest dla mnie już sam pierwszy wiersz, „Ważka”. „Nie wiem, kiedy sfrunęła, brunatna i ciężka,/ ale usłyszałam jej szept, że utracę złote dziecko” – mówi matka. Wszystko to dzieje się właśnie w pełnym rozkwicie lata, wśród kwiatów i ziół. Wydawać by się mogło, że jest to czas, kiedy śmierć nie ma prawa nadejść. Być może to dlatego odpowiedź na te niepokojące słowa jest prosta: „Nie wierzę, przecież słońce ogrzewa nam stopy…” Oczywiście, okazuje się, że tak naprawdę koniec może nadejść w pełnym słońcu i to właśnie dobitnie uświadamia nam każdy z wierszy zawartych w zbiorze „Blisko bliżej za daleko”. Rozgrzany słońcem asfalt zestawiony tu jest z plamami krwi, po lirycznych wierszach przypominających ludowe kołysanki następują chłodne wyliczenia: „W lipcu odnotowano 602 wypadki drogowe (...)”. Właśnie z powodu takich niuansów zbiór, który na pierwszy rzut oka może sprawiać wrażenie, jakby zamieszczone w nim teksty były ułożone w niemal przypadkowej kolejności, po dokładniejszym przeczytaniu sprawia jeszcze bardziej wstrząsające wrażenie. Poczucie straty jest dla czytelnika jeszcze bardziej wyraźne, kiedy chwilę przed nim czyta się opis nieistotnego pozornie wspomnienia, statystyka poraża, kiedy można sobie uświadomić, że jej częścią był chłopiec, który jako niemowlę nosił niebieskie buciki. To przenikanie się dwóch światów, choć momentami przytłaczające, nie pozwala ani przez chwilę wątpić, że to, o czym się czyta, jest realne…
Anna Katarzyna Wiśniewska
Sonia Zengel – obrazy
Wyimki o twórczości Soni Zengel
Obrazy olejne (Francja)
Impresyjnie miękkie, fakturalne i rozświetlone południowym słońcem kadry, utrzymane są w ciepłej tonacji żółcieni i ugrów, dopełnionych przez oliwkowe zielenie i fioletowe błękity, z akcentami brunatnej i czystej czerwieni. Wśród nich obrazy przyciągające wzrok bogatą i odważną tonacją różów i fioletów, zestawionych z malarską werwą, a jednocześnie walorową subtelnością. Artystka komponując barwy, nie odczuwa żadnego leku. Łączy przeciwne tonacje, a jej obrazy mienią się jak szlachetne kamienie, oglądane pod światło. Wrażeniowość przedstawienia, wartość światła i poddająca się kształtowaniu materia malarska, harmonizują barwy i przekształcają przestrzeń.
Pastele (Bretania)
Niezmiernie ciekawe są pastele Sonii Zengel. Plamy i płaszczyzny koloru istnieją w nich samodzielnie: nasycone, roztarte, z prześwitami, wzajemnie się przenikając. Ale bywają też intensywne barwy, objęte płynną linią, która czasem przybiera kształt płomienia, a niekiedy drży, lekko poruszona, jakby na wspomnienie późnogotyckiej rozety z kaplicy Sainte-Chapelle. Znakomitym przykładem żywotnej linii jest cykl pejzaży bretońskich z lat 1997–1998. Kubizujące bryły chat, płomieniste kształty stogów i rozedrgana linia horyzontu. Kolorystyka, oparta na mocnych kontrastach i nagłych rozświetleniach, która wprowadza odbiorcę w atmosferę wizyjności, jak w malarskie echo obrazów El Greca.
Rysunek tuszem
Swobodę, połączoną z delikatnością i precyzją, znajdziemy w rysunkach wykonanych w technice tuszu lawowanego. Linie zręcznie wytyczają przestrzeń pejzażu i perspektywę miasteczka. Budują bryły i ogarniają bezmiar wody, stepu lub nieba. Zwracają uwagę swoim zróżnicowaniem.
Jedność w pejzażu
Wpatrując się w pejzaże Sonii Zengel, mamy odczucie jedności wszystkich elementów natury. Istnienia trwałych, ugruntowanych w czasie, związków wzajemnej zależności. Artystka ukazuje na swoich obrazach przejawy symbiozy w przyrodzie, jej współistnienie z architekturą, oraz człowieka, będącego organiczną częścią tego krajobrazu. Cała rzeczywistość zbudowana jest z tej samej substancji, która jest czymś większym niż materia i wynikająca niej forma.
Wiejskie chaty po obu stronach szerokiej, piaszczystej drogi, która rozpiera się z jakąś wprost chłopską siłą na pierwszym planie przedstawienia, a zarazem kieruje nasze spojrzenie w jego głąb. Przy jednym z domostw, tym najbliższym – rosłe drzewo, a dalej, za nim – drobne, ludzkie sylwetki. Wszystko tu jakby wyrosło z tej drogi, i chaty, i drzewo, i ludzie. Z tych samych, piaszczysto-drzewnych korzeni pod ciężkim niebem. Jedna nowosądecka wioska, a jakby była wszystkimi wioskami.
Z wnętrza
Wnikamy nie w krajobraz realny, ale w zmaterializowane, malarskie marzenie, w zobrazowany ideał miejsca. Z czasem tak ulegamy widokowi, który jest przed nami, że zaczynamy patrzeć jakby z głębi wyobrażonej natury, z samego jej wnętrza. Przestajemy być widzem, a stajemy się częścią malarskiego przedstawienia. Zaczynamy rozumieć jego istotę, siłę jaką emanuje prawdziwy i żywy motyw, a także formę jaką mu przypisano.
Martwe natury
Martwe natury Zengel tworzą odrębną i zamkniętą rzeczywistość. Skomponowane są z prostych przedmiotów, różniących się między sobą, a czasami zawieszonych w przestrzeni. Obrazy zwracają naszą uwagę kolorystyką oraz dążeniem do harmonii form i barw. Ich świat, nasycony skupieniem i ciszą, skonstruowany jest według własnych zasad. Oparty na zestawieniach pionów i poziomów, płaszczyzn i elementów plastycznych, jednorodnych i wzorzystych, jak również kontrastów światła i cienia, połączonych walorowymi przejściami. W tych kompozycjach artystki, ukryta została pozorna zwyczajność mistrzów malarskiej kameralistyki, rodem z Holandii. Także, ujmująca nasz wzrok swoją formalną urodą, atmosfera wnętrz i martwych natur Pierre'a Bonnarda.
Przestrzeń z tajemnego źródła (cykl „Mea Tenuitas”)
Duże płótna, namalowane z ekspresją szerokich pociągnięć pędzla, operujące daleko posuniętą syntezą form oraz kontrastami barw i walorów, stają się symbolicznym obrazem człowieczeństwa. Cierpienia, śmierci i Nadziei. Tu, podobnie jak w pejzażach, malarka eksponuje wartość przestrzeni. W krajobrazie jest to kamienisty ląd, zimne morze w oddali, nisko pochylone niebo. Wypełniona substancją natury, samowystarczalna pustka. Tym razem, Zengel przeciwstawia niewiadomej przestrzeni – człowieka. Napływa ona z tajemnego źródła i organizuje kompozycję każdego z obrazów. Jest miękka, jasna i dynamiczna.
Jedynie sugestia rzeczywistości (prace tuszem i pastelą)
Z perspektywy dojrzałego i bogatego warsztatu malarskiego Sonii Zengel, interesujące jest takie właśnie formalne uproszczenie. Wyraziste powściągnięcie środków artystycznych. Świadome skupienie emocji w łączności z intelektem, doświadczenia oraz umiejętności, na stworzeniu syntezy – jeśli można tak powiedzieć – granicznej. Można to traktować jako przejaw artystycznej i duchowej próby sił. Przykład oderwania się od materii i konkretu życia oraz jego malarskiego naśladownictwa w sztuce. Zupełnie tak, jakby artystka chciała powrócić do początku. Rozpoznać rzeczywistość w sposób szlachetnie i głęboko prosty, wręcz surowy. A pod względem duchowym – jednoznaczny. Tym razem, nie jest to wspaniałość świata widzialnego, a zmaterializowany obraz wewnętrzny. Trudno go ująć werbalnie. Przypomina on artykulację pierwszych i najważniejszych słów, które choć już nigdy w dorosłym życiu nie zostaną wypowiedziane z radością i zadziwieniem dziecka, to na zawsze w nas pozostają. Żyją cicho i w ukryciu, ciągle otwierając nas na świat i ludzi. Na wiecznie ponawiane próby najszczerszego zrozumienia i umiłowania.
Hanna Strychalska
Sonia Zengel
W 1974 r. uzyskała dyplom na Politechnice Poznańskiej, w latach 1980–1984 studiowała malarstwo u prof. Kazimierza Śramkiewicza z PWSSP w Gdańsku. Zajmuje się malarstwem, rysunkiem, publicystyką kulturalną i pracą pedagogiczną. Jest autorką 40wystaw indywidualnych. Uczestniczyła w kilkudziesięciu wystawach zbiorowych w Polsce i zagranicą. Odbyła wiele podróży artystycznych m.in. w 2002 podróż artystyczno-duchową Kair-Syria-Jerozolima. Jest członkiem Stowarzyszenia Pastelistów Polskich. W 2002 została nagrodzona Medalem Prezydenta Miasta za szczególne zasługi dla Bydgoszczy, a w 2013 Medalem za Twórczy Wkład w Kulturę Chrześcijańską.
Małgorzata Grajewska
Urodzona w 1966 roku w Bydgoszczy. Nauczycielka polonistka pisząca wiersze. Debiutowała w 2013 roku zbiorem trenów pt. „blisko bliżej za daleko”. W 2017 roku wydała książkę poetycką pt. „Podpalam żyrafę”. Od 2018 roku współpracuje z Galerią Autorską Jana Kaji i Jacka Solińskiego. Stypendystka Prezydenta Miasta Bydgoszczy w 2016 i w 2021 roku. Należy do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.