2.10.2022

autorska.pl

ŻYCIE W UKRYCIU – odsłona 130, Włodzimierz Bykowski

Włodzimierz Bykowski – publicystyka kulturalna

Pora skończyć z dofinansowywaniem sztuki

ZACZĄĆ OD DEFINICJI

Chyba wszyscy którzy mnie znają, doskonale wiedzą, że zawarty w tytule apel głoszę od połowy lat 80. Powód jest prosty. Tradycyjne definicje „sztuki” i „kultury” straciły sens, ponieważ zmienił się, ich podmiot, a niekiedy przestał on nawet istnieć. Według Słownika języka polskiego, wydanego przez PWN w 1981 r., sztuka to «dziedzina ludzkiej działalności artystycznej, wyróżniona ze względu na związane z nią wartości estetyczne (zwłaszcza piękno); jej wytwory stanowią trwały dorobek kultury». Od dawna jednak wiadomo, że w galeriach artystycznych oraz muzeach sztuki współczesnej wystawia się przedmioty lub prezentuje idee, które w żaden sposób nie są związane z pozytywnymi wartościami estetycznymi, a szczególnie nie mają nic wspólnego z pojęciem piękna, opisywanym w tym samym słowniku jako «zespół cech takich jak proporcja kształtów, harmonia barw, dźwięków, który sprawia, że coś się podoba, budzi zachwyt; także: wysoka wartość moralna». Kultura to z kolei «całokształt materialnego i duchowego dorobku ludzkości gromadzony, utrwalany i wzbogacany w ciągu dziejów, przekazywany z pokolenia na pokolenie». Zmianę znaczenia pojęć lub podmiotu z nim związanego doskonale widać na przykładzie estetyki, która od jakiegoś czasu nie zajmuje się poszukiwaniem lub badaniem piękna, ale przekształciła się w niby naukę o wartościach, które od kilkudziesięciu lat zostały zrelatywizowane, jako funkcja zależna od kultury, położenia geograficznego lub prozaicznie gustu.

PROBLEM ROZMOWY O SZTUCE

W mojej ocenie próby rozmowy na temat sztuki kończą się najczęściej fiaskiem. Przyczyną jest fakt, że większość ludzi nie zna jej historii, a szczególnie dziejów sztuki XX-wiecznej. Dlatego wielu z nich boi się wypowiadać, nie chce być szczerymi, lub zwyczajnie nic ich ów temat nie obchodzi. Niektórzy nie ogarniają zaś całości tematu; nie widzą zależności pomiędzy różnymi nurtami sztuki XIX i XX w., nie mają pojęcia co z czego wynikło, jakie były przyczyny zmian oraz jak to się stało, że „sztuką” nazywane są obecnie przedsięwzięcia, które nigdy wcześniej nie zostałyby zaliczone do działalności artystycznej.

PATRZĄC HISTORYCZNIE

Przez tysiące lat sztuka była związana z chęcią upiększania otoczenia człowieka, potrzebą estetyczną zdobienia przedmiotów, które wytwarzali rzemieślnicy. Od zarania dziejów do przełomu XVIII i XIX w., kiedy pojawiły się pierwsze fabryki produkujące przedmioty na masową skalę, definicja sztuki się nie zmieniała. Zmianie ulegały jedynie kanony według których tworzono wyroby artystyczne. Moim zdaniem pierwszym przełomem w wytwarzaniu dzieł sztuki było wymyślenie druku oraz technik graficznych umożliwiających powielanie ilustracji w dowolnej ilości egzemplarzy. W efekcie jeden rysunek mógł zdobić ściany setek domów. To z kolei wywołało zmianę ekonomiczną; z jednej strony więcej osób było stać na upiększenie swojego otoczenia, ale z drugiej, spadła wartość jednostkowego oryginału, który był pierwowzorem dla grafiki. Kolejnym przełomem było odkrycie odzwierciedlania rzeczywistości za pomocą fotografii. Portreciści i miniaturzyści, tworzący podobizny ukochanych osób, członków rodziny lub dygnitarzy, przestali być potrzebni w takiej ilości jak wcześniej. W efekcie artyści zaczęli zastanawiać się co mogą wytwarzać, czego nie potrafią nowe technologie. W odpowiedzi powstał impresjonizm oraz inne kierunki końca XIX w. nastawione na przekazywanie indywidualnych uczuć artysty. Jednocześnie wyzwoliły one twórców od konieczności odwzorowywania otaczającej ludzi rzeczywistości.

Na początku XX w. powstały pierwsze kierunki awangardowe, które to najczęściej ogłaszały kolejne, coraz bardziej radykalne manifesty. Futuryści chcieli zburzyć wszystko co stare, a dadaiści wyczuli, że tak naprawdę trzeba zniszczyć samo pojęcie sztuki. Zakpić z niej, sprowadzając do absurdu. Dlatego Marcel Duchamp wystawił słynną Fontannę, którą był zwykły pisuar, produkowany seryjnie w fabrykach. Każdy był taki sam, ale artysta Duchamp zadecydował i dokonał precedensu, że to on, poprzez wstawienie gotowego przedmiotu do galerii, czyni z niego dzieło sztuki. W taki sposób powstały ready-made, a miało to miejsce miejsce w 1915 r. Duchamp wystawił również inne gotowe przedmioty; wspomnę tylko o metalowej suszarce do butelek. Tym samym dadaiści zaprzeczyli tradycyjnej definicji sztuki, którą przytoczyłem na początku. Nie została ona jednak zmieniona, tylko zrelatywizowana. W efekcie dziś większość ludzi mówi, że „nie zna się na sztuce”. Ale kto właściwie się ma znać jak nie widz? Kto ma być odbiorcą sztuki i u kogo ma ona budzić uczucia estetyczne? Czy nie u widza, odbiorcy?

NADESZŁO NOWE

Prowokacje i kpiny dadaistów były w 1915 r. tylko ekscesem, o którym mało kto wiedział. Nie było środków masowego przekazu innych niż prasa. Dodatkowo, świat z pierwszej połowy XX w. był bardzo naturalny, a mówiąc dzisiejszym językiem „ekologiczny”. Buty miały skórzane zelówki, ubrania wykonywano z naturalnych włókien, a pierwszymi tworzywami sztucznymi były różnego rodzaju masy plastyczne, wykorzystywane na podobnej zasadzie jak kość słoniowa. Rewolucję wprowadziło dopiero odkrycie tworzyw produkowanych głównie z ropy naftowej. Polipropylen, polichlorek winylu (PVC), nylon, żywice akrylowe i wiele innych zrewolucjonizowało świat. Przedmioty zaczęły stawać się jednorazowe, a techniki druku, kopiowania stawały się coraz doskonalsze i tańsze. Muzyka była utrwalana i powielana na płytach, rozpowszechniana w radio. Duże mniejsze znaczenie w popularyzowaniu utworów miały sale koncertowe. Pojawił się film, a później telewizja – media marginalizujące znaczenie tradycyjnego teatru i opery. Nowością był też komiks oraz film rysunkowy. W połowie XX w. świat się całkowicie zmienił, a artyści nadal mieli w rękach te same narzędzia, posiadali te same, manualne lub intelektualne zdolności. Musieli coś wymyślić! Zaadoptować się do zmieniającego świata. W efekcie powstał surrealizm, abstrakcjonizm i pozostałe awangardowe kierunki. Prawie zawsze, by sprzedać wytwory własnej twórczości, doczepiano dziełu nalepkę „nowości”, tak jak to wypróbowano w zrewolucjonizowanym przez supermarkety handlu. Sztuka służyła obrotowi handlowemu, jako dostarczyciel jednostkowych przedmiotów zabezpieczających przed dewaluacją, lub była zwyczajną lokatą kapitału. Niekiedy sztuka stawała się elementem walki cywilizacji, np. konsumpcyjnej świata zachodniego z radzieckim komunizmem. Dlatego amerykański action painting był wypromowany i dofinansowany z funduszy CIA. Nawet muzyka młodzieżowa była środkiem walki w czasie zimnej wojny. Z każdą dekadą, tzw. sztuka wyższa była wypierana przez masową. W efekcie na początku XXI w. żyjemy w zupełnie innym świecie niż żyli nasi przodkowie 50, 100, 150 lat temu. Jedyną sztuką lubianą przez zwykłych odbiorców stały się wytwory kultury popularnej i właśnie w niej mają miejsce kolejne przełomy estetyczne, choćby w dziedzinie gier komputerowych, których najczęściej nie dostrzegają kuratorzy wystaw, historycy i krytycy sztuki. Dzieje się tak dlatego, że definicja sztuki i przywileje jej twórców pozostały takie same, a niekiedy nawet większe niż na przełomie XIX i XX w.

PERPETUUM MOBILE

W XX w. dokonała się jeszcze jedna bardzo ważna zmiana. Prawie zawsze nowa sztuka potrzebowała sponsorów, mecenasów. W zamierzchłych wiekach byli to królowie, magnaci, arystokracja. Ich gust i portmonetka wyznaczały kierunek rozwoju sztuki; w taki sposób powstał renesans, barok, XIX-wieczne style historyczne. W XX w. sztuka się jednak wyzwoliła i odwróciła plecami od potrzeb odbiorców. Stała się awangardową, a jedyną jej wartością był medialny krzyk, że jest to coś nowego, co przyciągało elitarnych widzów. Wykształceni i majętni ludzie nadal mieli wytworzone w procesie tradycyjnej edukacji potrzeby estetyczne. Dlatego szukali doznań estetyczno-intelektualnych, często dostosowując swój gust do wytworów dostarczanych przez współczesnym im artystów. XIX i XX w. wytworzył również metody ochrony tego co było w sztuce ważne przez wieki. Muzea, filharmonie, opery, stały się instytucjami państwowymi, które zaczęły kolekcjonować sztukę, w tym współczesną. Powód był banalny, sztuka służyła propagandzie i uzasadniała politykę kulturalną. Warto również zaznaczyć, że nowa sztuka, w porównaniu ze starą sztuką (już uznaną) była ona stosunkowo tania. Dlatego wytworzono mechanizmy finansowe, by muzea i inne państwowe instytucje, zbierały również to co nowe; tyle że owo „nowe” przestało być sztuką, która zaspokajała potrzeby estetyczne odbiorców. Stała się elitarnym marginesem, bo jej podstawową funkcję zaczęła spełniać kultura masowa. Przedstawienia operowe XVIII w. zostały zastąpione przez imprezy masowe, koncerty muzyki rockowej i pop, która nie wymagała wysiłku intelektualnego, mogła się podobać ad hoc. Dziś na „nową sztukę”, odkrywającą ciągle to samo co 100 lat temu zrobili dadaiści, nadal wydaje się ogromne kwoty publicznych pieniędzy, a do sum przeznaczonych na utrzymywanie sal wystawowych, należy dodać rzesze urzędników, którzy wydają podatki na działalności artystyczną, uzasadniając tym potrzebę własnego istnienia. W taki sposób powstał mechanizm przypominający perpetuum mobile. Artyści tworzą dla urzędników, uzasadniając ich istnienie, a urzędnicy podtrzymują przy życiu artystów, którzy bez ich pomocy prawdopodobnie nie znaleźliby środków finansowych na podtrzymywanie produkcji, czyli tzw. „twórczości”. Mechanizm ten działa jednak tylko dzięki zewnętrznemu zasilaniu środkami publicznymi pozyskiwanymi z podatków. Z owych pieniędzy żyją również kuratorzy wystaw, historycy sztuki, itd.

PRZYKŁAD

Pora przejść do konkretów. Czy ma uzasadnienie wydawanie drukiem książki poetyckiej, która w skali kraju znajduje 100 czytelników, z czego połowa jest krytykami lub innym twórcami utrzymującymi się z publicznych pieniędzy? Czy dziś nie wystarczyłby self-publishig w postaci e-booków? Dotacja książki potrafi kosztować społeczeństwo, wraz z udziałem urzędnika, np. 10 tys. zł. Dzieląc to na 100 czytelników okazuje się, że każdy z nich otrzymał od społeczeństwa prezent w postaci 100 zł. Na podobnej zasadzie dotuje się twórczość artystów, którzy w centrach sztuki współczesnej wystawiają np. preparaty biologiczne, jako dzieła sztuki, otrzymując w zamian wysokie honoraria. Czy spreparowane ludzkie zwłoki są dziełem sztuki? Czy wypchana owieczka jest dziełem sztuki? Czy krucyfiks zanurzony w moczu „artysty” i zamknięty w słoiku, jest wart pokazywania na całym świecie? Żyjemy w czasach makabrycznych redy-made, za które płacimy w skali kraju miliony! Naprawdę. I wszystkie te śmieci są nazywane przez krytyków dziełami sztuki, a ich twórcy artystami. Czy oni naprawdę nimi są?

CO JEST WIĘC SZTUKĄ?

Wróćmy do definicji, które podałem na początku. Zapytajmy się co w XXI w. wyróżnia się z całokształtu tworzonych przez człowieka przedmiotów, pod względem związanych z nimi wartości estetycznych, w tym piękna (definiowanego nawet relatywnie, ale z uwzględnieniem masowości), jakie wytwory stanowią dziś trwały dorobek kultury? Czy współczesny człowiek wytwarza dzieła sztuki, a jeśli nie znajdują się one galeriach, to gdzie je możemy spotkać? Dla mnie odpowiedź jest prosta. Żyjemy otoczeni dziełami sztuki, sztuki przemysłowej i projektowej. Pisuar, który wsadził do galerii Marcel Duchamp jest dziełem sztuki, ale nie dlatego, że jakiś człowiek go wstawił do galerii, ale dlatego, że przedmioty masowej produkcji są dziś wytworami dostarczającymi przeżyć estetycznych. Naprawdę! Dziełem sztuki potrafi dziś być nieomal wszystko, poczynając od siekiery, poprzez elektronarzędzia, telefony komórkowe, opakowania. Grafika reklamowa i użytkowa potrafi dostarczać wyjątkowych doznań estetycznych. Bywa naprawdę piękna, bo budzi pozytywne doznania estetyczne. Dlatego współczesny człowiek żyje otoczony sztuką tylko tego nie dostrzega. Większość intuicyjnie czuje jednak, że to co jest pokazywane w galeriach nią nie jest. Wie, że jest to zwykłe naciąganie. Pisuar może być piękny niczym antyczna rzeźba, ale patologią jest przypisywanie mu ogromnej wartości wyrażonej w pieniądzu, wydawanie na niego publicznych pieniędzy.

MANIFEST, CZYLI WOŁANIE NA PUSTYNI

Na wernisażu mojej ostatniej wystawy Podziały i Układy powiedziałem że sztuka, malarstwo, poezja, literatura są niepotrzebne. Najbardziej nie zgodzili się z tym twórcy, którzy nieomal całe życie szukają dotacji, stypendiów, lub podobnych środków finansowania własnego życia. W pewien sposób ich rozumiem, bo w końcu co mają innego w życiu robić, ale z drugiej strony, uważam takie działania za nieuzasadnione ekonomicznie. Każda działalność powinna być sprawdzana ekonomicznie, to widzowie i kolekcjonerzy tradycyjnej sztuki powinni decydować co jest dziś potrzebne, a nie jacyś urzędnicy. Artysta nie powinien być synonimem pasożyta, żyjącego z nienależnego czerpania zysków z podatków. Artysta nie powinien wykorzystywać sytuacji społecznej, stawiając za publiczne pieniądze kiczowatej plastikowej instalacji na warszawskim placu. Instalacji która tak naprawdę tylko dzieliła ludzi, wprowadzając zamęt społeczny. Wolter sam wydawał swoje utwory, sam dbał o ich dystrybucję. Dzisiejszym artystom nie chce się poszukiwać prawdziwych odbiorców, wolą skomleć niczym kundle o kawałek kiełbasy rzucony przez urzędnika. Zupełnie nie wiem dlaczego „artysta” miałby dziś być utrzymywany przez państwo? Pragnąc chronić prawdziwą sztukę nie można jej zasypywać stertą śmieci nazywanych dziełami. W takim przypadku nic nie widać. Sztuka i antysztuka stają się tym samym. Pasożytem! Uważam, że to widzowie powinni decydować co będzie uznawane za sztukę naszych czasów w przyszłości, a nie urzędnicy lub krytycy uzurpujący sobie prawo do orzekania co jest dobre, a co złe. Przecież ci ostatni są tylko kształconymi odbiorcami. Zresztą wystarczy spojrzeć co pozostało po „dziełach” okrzykiwanych przełomowymi w ciągu ostatnich 30, 40 lat? Najczęściej nic. Pomyje. Ekskrementy. Śmieci. Wymioty.

Dlatego skończmy z dofinansowywaniem sztuki i kultury z publicznych pieniędzy! Bo na każdą złotówkę ktoś ciężko pracował. A ludzie zawsze tworzyli sztukę. Nawet w neolicie. Czy byli im do tego potrzebni urzędnicy, kuratorzy? Nie. Dziś żyjemy jednak w czasach hodowli pasożytów społecznych. Może lepiej wydajmy pieniądze na wychowanie odbiorców kultury, albo zostawmy je w kieszeniach podatników. Może wydadzą je na sztukę, taką jaka im się podoba.

Włodek Bykowski, 2015

Włodzimierz Bykowski – obrazy

Natura przedmiotu

Wiele lat temu spotkałem się z opinią, że martwa natura to temat szkolny. Dla mnie taki pogląd jest niezrozumiały, bo wprawdzie w szkołach plastycznych edukację najczęściej zaczyna się od rysowania i malowania przedmiotów, to jednak jest to temat klasyczny, tworzący kanon malarstwa europejskiego. W okresie średniowiecza i renesansu martwa natura występowała najczęściej w towarzystwie przedstawień figuratywnych, często wyrażając treści symboliczne. Jako temat samodzielnego przedstawienia wyłoniła się na początku XVI w., a całkowicie usamodzielniła w następnym wieku, głównie w malarstwie holenderskim i flamandzkim, stając się tematem ulubionym przez mieszczaństwo. Dlatego wielu malarzy tworzyło martwe natury, na które był wówczas popyt. W tym miejscu wspomnę scenę z filmu Alaina Corneau Wszystkie poranki świata, w którym malarz – przyjaciel Sainte Colombe’a – na pytanie dlaczego maluje martwe natury odpowiada, że z powodu dużego zainteresowania klientów.

Dla mnie, fascynacja martwą naturą zaczęła się w wieku 13 lat, od chwili kiedy po raz pierwszy zobaczyłem obrazy Willelma Claesza Hedy. Można powiedzieć, że holenderski mistrz malował kompozycje w sposób hiperrealistyczny, gdzie kolor odgrywał rolę drugorzędną, nadając obrazowi jedynie delikatną kolorystykę, najczęściej techniką laserunkową. Później uległem urokowi martwych natur tworzonych przez Paula Cézanne'a, a na koniec kubistycznym i postkubistycznym pracom twórców awangardy. W efekcie nigdy nie uważałem, że martwa natura jest czymś gorszym od pejzażu, portretu lub kompozycji abstrakcyjnej. Dlatego właściwie od zawsze zmagam się z tematem, próbując go ująć w inny niż zwykle sposób. Można nawet powiedzieć, że w mojej twórczości plastycznej występują fale i naprzemiennie zajmuję się sztuką abstrakcyjną, krytycznie zaangażowaną w rzeczywistość oraz właśnie martwą naturą.

Pierwsze martwe natury, jako samodzielne obrazy olejne, namalowałem na początku lat 80. Prócz szkolnych prac na papierze, w domu tworzyłem martwe natury na płótnie. W 1984 roku malowałem je już w pop-art-owym stylu. W latach 90. do martwej natury podszedłem w sposób ekspresjonistyczny. W XXI wieku wróciłem do tematu, malując cykl Inne gdzie przedmioty potraktowałem antyperspektywicznie – czyli celowo popełniając błędy zaprzeczające zasadom perspektywy – nawiązując jednocześnie do średniowiecznego malarstwa religijnego poprzez zastosowanie metalicznych, płaskich powierzchni. W kolejnym cyklu Rytmy, dodałem element „matematyczny”, w postaci powtarzalności obiektów, a same martwe natury były najczęściej widziane z góry. Później powstały również rysunki, m.in., odwołujące się do obu serii.

Ostatnim moim podejściem do tematu martwych natur jest cykl Naczynia, którego genezą było opracowanie malarstwa dekoracyjnego na szafki kuchenne. Po zastanowieniu, doszedłem do wniosku, że podejdę do tematu konceptualnie. Postanowiłem namalować półki ze stojącymi na nich naczyniami, czyli przedstawiłem na obrazie właściwie to co może znajdować się w środku. Doszedłem również do wniosku, że front szafek powinien tworzyć jeden wielki obraz, który jest tylko przedzielony cięciami płyty. Realizacja pomysłu nie była jednak łatwa. Jednym z założeń był fakt, że obrazu właściwie nie będzie się oglądać w całości, a głównie z bliska. Dodatkowo kolorystyka musiała pasować do pozostałego wystroju. Malując setki naczyń, czułem się jak dawny artysta, który często był zwykłym rzemieślnikiem zdobiącym pomieszczenia, meble, a nawet karoce. W efekcie powstał obraz (może nawet poliptyk) o łącznej szerokości 270 cm i wysokości 90 cm – największa martwa natura jaką kiedykolwiek namalowałem! Drzwiczki szafek były zrobione z płyt HDF przyklejonych na ramę ze sklejki. Pozostał więc problem co ma znajdować się na wewnętrznej stronie, czy ma to być zwykła laminowana płyta, czy coś innego? Wtedy wpadłem na pomysł, że na wewnętrznej stronie drzwiczek również namaluję martwe natury. Nie chciałem jednak powtarzać się malując tylko poziome półki jak na froncie. Dlatego wpadłem na pomysł podzielenia obrazu na półki robione niczym proste meble, z zastosowaniem linii pionowych i poziomych. To już było nawiązanie do malarstwa Pieta Mondriana i jego grupy De Stijl. Tak jak wielokrotnie wspominałem, w moim malarstwie duże znaczenie mają odniesienia do dzieł tworzonych wcześniej, co uważam za element dialogu i ciągłości kulturowej. Przypomnę jeszcze, że staram się zachować do własnej twórczości dystans żartując. Pomysł ustawienia na „półkach” à la Mondrian naczyń kuchennych wydał mi się zabawny. W efekcie, obrazy znajdujące się na wewnętrznej części szafek kuchennych są inne niż kompozycja umieszczona od frontu, bo są one oglądane tylko z bliska, przy okazji otwierania szafki w celu wyciągnięcia naczyń. Zdecydowałem się też na dwukolorową tonację kolorystyczną, która w jakiś sposób kontrastuje z tym co widać w kuchni przy zamkniętych drzwiczkach. Warto zaznaczyć, że po kilku latach wróciłem do kontynuowania cyklu Naczynia i namalowałem parę nowych obrazów. Ponownie przyjąłem koncepcję podziału płaszczyzny na prostokąty przy pomocy grubych linii sugerujących półki. Obrazy z 2018 r. różnią się od poprzednich głównie kolorystyką i bardziej rysunkowym ujęciem tematu.

Włodzimierz Bykowski

Włodzimierz Bykowski
Naczynia XVIII
2018
Włodzimierz Bykowski
Naczynia XVII
2018
Włodzimierz Bykowski
Naczynia XVI
2018
Włodzimierz Bykowski
Naczynia XV
2018
Włodzimierz Bykowski
Naczynia XIV
2018
Włodzimierz Bykowski
Naczynia XIII
2018
Włodzimierz Bykowski
Naczynia XII
2016
Włodzimierz Bykowski
Naczynia XI
2016
Włodzimierz Bykowski
Naczynia X
2016
Włodzimierz Bykowski
Naczynia IX
2016
Włodzimierz Bykowski
Naczynia VIII
2016
Włodzimierz Bykowski
Naczynia VII
2016
Włodzimierz Bykowski
Naczynia VI
2016
Włodzimierz Bykowski
Naczynia V
2016
Włodzimierz Bykowski
Naczynia IV
2016
Włodzimierz Bykowski
Naczynia III
2016
Włodzimierz Bykowski
Naczynia II
2016
Włodzimierz Bykowski
Naczynia I
2016

Włodzimierz Józef Bykowski

Urodzony w 1967 roku w Bydgoszczy, polski projektant przemysłowy i graficzny, malarz, rysownik, fotograf, regionalista, autor przewodników i książek. Debiutował w 1986 roku scenariuszem i rysunkami undergroundowego komiksu Szynel według Mikołaja Gogola. Od 1991 roku zajmował się reklamą i wystrojami wnętrz, a od 1995 roku tworzeniem wydawnictw reklamowych, książek, plakatów, opakowań, znaków towarowych, logotypów. W latach 2002–2005 redaktor graficzny polskiego wydania międzynarodowego magazynu parolotniowego Cross Country Polska. Miał 20 indywidualnych wystaw malarstwa, rysunku i fotografii. Od 2005 roku projektuje design paralotni Dudek.

Od 1999 roku opublikował około 30 przewodników turystycznych, które najczęściej ilustrował własnymi zdjęciami – ich łączny nakład przekroczył 100 tysięcy egzemplarzy. Pisał artykuły o tematyce turystycznej do Ilustrowanego Kuriera Polskiego, Przeglądu ekologicznego Pomorza i Kujaw, Expressu Bydgoskiego. W 2013 roku opublikował powieść fantastyczną Różowe robaki. Od 2019 roku publicysta Polskiego magazynu w UK oraz Polskiego magazynu w regionie.