Piotr Wiktor Lorkowski – przekłady
Rainer Maria Rilke (1875-1926)
Dzieła sztuki
Może zawsze tak było. Może zawsze była daleka obcość pomiędzy jakimiś czasami a wielką sztuką, która w nich powstawała. Może dzieła sztuki zawsze były tak samotne, jak dziś, a może ich sława nie była nigdy niczym innym jak tylko kwintesencją wszystkich nieporozumień, nagromadzonych wokoło nowego nazwiska. Nie istnieje powód, aby sądzić, że kiedykolwiek było inaczej. Bo tym, co różni dzieło sztuki od wszystkich innych rzeczy, jest fakt, że są one niejako rzeczami przyszłymi; rzeczami, których czas jeszcze nie nadszedł. Przyszłość, z której pochodzą, jest daleka; są one rzeczami owego ostatecznego wieku, którym kiedyś zamknie się wielki krąg dróg i zmian; one zaś są rzeczami doskonałymi, współczesnymi Boga, którego budują ludzie od najwcześniejszych swych początków i długo jeszcze nie skończą. Jeśli mimo to się wydaje, że wielkie twory sztuki minionych epok mogłyby stać pośrodku poszumu swoich czasów, dałoby się to wytłumaczyć tak, że tym oddalonym dniom (o których wiemy tak mało), owa ostateczna i cudowna przyszłość będąca ojczyzną dzieł sztuki, była bliższa niż nam. Jutro było już częścią Dalekiego i Nieznanego, znajdował się za każdym grobem, a posągi bóstw były kamieniami granicznymi królestwa głębokich spełnień. Przyszłość ta powoli oddalała się od ludzi. Wiara i przesądy, wypychały je we wciąż większe dale, miłość i zwątpienie wyrzuciły je ponad gwiazdy, w niebo. Nasze reflektory stały się wreszcie dalekowzroczne; nasze instrumenty sięgają poza jutro i pojutrze, środkami naszych badań skracamy nadchodzące stulecia przyszłości, czyniąc z niej swego rodzaju nie rozpoczętą jeszcze współczesność. Nauka zwinęła się niczym daleka, niezmierzona droga; trudne, bolesne przemiany tak pojedynczego człowieka jak całych mas, wypełniły nadchodzące tysiąclecia jako nieskończone zadanie i praca.
A daleko, daleko za tym wszystkim, leży ojczyzna dzieł sztuki, owych dziwnie przemilczanych, cierpliwych rzeczy, co obce stają kręgiem pośród rzeczy codziennego użytku, pośród zajętych ludzi, służebnych zwierząt i bawiących się dzieci.
Mauzoleum
SERCE KRÓLA. Rdzeń wysokiego
drzewa władcy. Owoc balsamowca.
Złoty sercoorzech. Mak z urn
pośrodku środka budowli
(gdzie odskakuje echo
jak drzazga ciszy
gdy się poruszysz
bo ci się zdaje,
że twoje poprzednie
zachowanie za głośne było...)
Odjęte ludom,
myślące gwiazdą,
w niewidocznych kręgach
krążące serce króla.
Gdzie jest, dokąd,
w lekkiej
ulubienicy?
: uśmiech, z zewnątrz
na niespieszną krągłość
wesołych owoców kładziony;
lub mól, może
klejnot, szyfonowe skrzydło, czułek…
Gdzie jednak, gdzie, co je śpiewało,
co je w Jedno śpiewało,
serce poety?
Wiatr,
niewidoczne,
wnętrze wiatru.
Zamek Muzot, październik 1924
[szkic wiersza]
* * *
JAK ciemnieją i szumią w instrumencie
lasy jego drewna.
* * *
dla Hansa Carossy
Także utrata jest jeszcze nasza; nawet zapominanie
ma kształt jeszcze w pozostającym królestwie
przemiany.
To, co wypuszczone krąży – rzadko jesteśmy też środkiem
jednego z okręgów: one kreślą wokół nas całą figurę.
Fryderyk Hölderlin (1770 - 1843)
Diotyma
Przybądź i daj ukojenie, ty, co godziłaś żywioły,
Rozkoszy niebiańskiej muzy, chaosowi czasu mojego,
Uspokój szaloną walkę, pokoju niebios dźwiękami,
Aż w piersi ludzi śmiertelnych ustanie wszelka rozterka,
Aż ludzka natura odwieczna, spokojna i wielka zarazem,
Z zamętu czasu potężna w górę radośnie się wzniesie.
W serce biednego ludu, wróć, o żywa piękności!
Do gościnnego stołu i do świątyni swej wróć!
Bo przecież żyje Diotyma jak zimą kwiat delikatny,
Bogata własnym swym duchem, wszak słońca szuka i ona.
Lecz owo słońce ducha, ten świat piękniejszy, już zmierzchły.
A nocą mroźną tylko orkany wiodą swój spór.
Połowa życia
Żółtymi gruszkami się zwiesza
I pełna dzikich róż
Kraina ku jezioru,
Wy, miłe łabędzie,
Pijane pocałunkami,
Zanurzacie swe głowy
W świętotrzeźwą wodę.
Biada mi, skąd wezmę, gdy
Zima, kwiaty i skąd
Słoneczne światło
I cień ziemi?
Mury stoją
Oniemiałe i zimne, na wietrze
trzaskają chorągwie.
Angelus Silesius (1624-1677)
Cherubiński wędrowiec
Z księgi pierwszej
132. Trzeba być uzbrojonym
Niezbrojny nie wejdziesz do raju, człowiecze/
Chcesz tam wejść, /przejść musisz przez ogień i miecze.
187. Rozległość duszy
Niebo dla mnie za małe/ i za ciasny świat:
Gdzież więc dla swej duszy przestrzeń znajdę rad?
221. Wiara
Jak ziarnko gorczycy górę w morze przenosiła
Co by zdziałała, pomyślcie / gdyby dynią była!
Z księgi trzeciej
1. Na żłóbek Jezusowy.
Wspanialsze to drewno od tronu Salomonowego;
Bo na nim złożono Bożego Syna prawdziwego.
227.Trojaka przyszłość Chrystusa
Przyszłość Pana naszego/była/jest/wydarzy się dalej/
W ciele w duchu i wtedy, kiedy ujrzymy Go w chwale.
Z księgi piątej
12. Czuwające oko widzi.
Wspaniałość wpośród nocy światło swe rozsnuwa.
Jak może widzieć? Serce ma oko i czuwa.
39. Zbawieni nie są nigdy syci.
Zbawieni mogą się cieszyć, że nigdy nie są nasyceni!
Wszak musi być głód miły / i słodkie pragnienie!
131. Człowiek jest czymś wielkim.
Czymś wielkim być musi człowiek! Bóg przyjął byt jego:
Dla wszystkich aniołów nie zrobiłby niczego takiego!
Z księgi szóstej
22. Głupio mgłę obejmować.
Jak głupio czyni człowiek/ co mgłę obejmuje!
Jakżeś głupi ty/ co radość w próżnych zaszczytach znajdujesz!
46. Oddzielone z całym nie ma nic wspólnego.
Spadły liść / kropelka wina kwaśnego/
Co to ma z drzewem, co z moszczem wspólnego?
58. Krótka walka/ wieczny tryumf.
Jakże krótka to walka! Jak szczęsny bohater/
Co wiecznie tryumfuje nad diabłem/ ciałem/ światem!
73. Nic za darmo
Człecze, dla piekła grzesznik musi wycierpieć tak wiele:
Jakże mógłby Bóg za nic dać ci swe wesele?
84. Największe bogactwo i zysk.
Największym bogactwem jest – za nim nie gonić/
Największym jest zyskiem/ od zysku bez reszty już stronić.
102. Oko i serce nie zniosą niczego.
Serce jest jak oko/ pyłek jeden jedyny
Gdy masz go w sercu/ już ci udręki przyczyni.
przełożył Piotr W. Lorkowski
Język (naj)mniej obcy. Garść notatek
1. Jeden z moich ulubionych badaczy literatury, Edward Balcerzan, w tytule swojej, wydanej przed ponad dekadą monografii, określił przekład jako wojnę światów. Dla mnie jednak tłumaczenie jest przede wszystkim spotkaniem światów i to w kilku miejscach, na kilku poziomach. Zaczyna się ono od spotkania tłumacza z tekstem. Przyszły tłumacz pozostaje jeszcze wtedy tłumaczem potencjalnym, bowiem dopiero (i aż) jest czytelnikiem. Zaciekawionym, zaintrygowanym, zachwyconym. W każdym razie nieobojętnym. Bo błędy semantyczne można poprawić. Nieporadności języka docelowego wychwyci każdy, mniej więcej przytomny redaktor. Lecz przekłady, po których znać, że tłumacz się nudził, złą tłumaczonemu tekstowi oddają przysługę.
2. Zajmowałem się i zajmuję przede wszystkim tłumaczeniami poetyckimi, które naprawdę umieją wzbudzić emocje, dając przy tym sporo do myślenia. Lepszy mniej albo bardziej zadowalający rezultat translatorski ujawnia się w miarę prędko. Oczywiście zdarza mi się niektóre tłumaczenia odświeżać, korygować po latach. Do cech charakterystycznych przekładów należy bowiem i to, że nigdy się nie kończą. Bo czytanie, jako proces odnawiania znaczeń nie ma końca, a tłumaczenie – to przecież bardzo szczególny rodzaj lektury pozostawiający tekstowy ślad.
3. Lektura taka dla mnie zaczęła się w czasach, gdy jeszcze nikogo nie zaskakiwał pogląd, że książki mogą zmienić czyjeś życie. Moje zmieniła antologia Karla Dedeciusa „Sto wierszy polskich”, wydana po raz pierwszy w roku 1982, około połowy ósmej dekady minionego stulecia znaleziona na półce licealnej biblioteki. W moim miasteczku leżącym na wysokiej skarpie nad Dolną Wisłą, niemieckiego uczono wcale solidnie. Nadto – mimo wszystkich wojennych i powojennych zaszłości, był to w moim otoczeniu język najmniej obcy. Jak dla wielu w mojej stronie – rodzinny, odziedziczony po przodkach, dla których miał status języka ojczystego. Taki był dla tych, którzy siedzą na jednej z gałęzi mojego drzewa genealogicznego po matczynej stronie. Olędrzy z Wielkiego Stwolna, zwanego kiedyś Niemieckim, zanotowani w księgach parafialnych Starej Fary na obrzeżach Świecia. Lecz o tym miałem dowiedzieć się znacznie później. Na razie, ze słownikiem w ręku porównuję oryginały z przekładami. Po chłopięcemu, naiwnie. Tu słyszę, jak Mikołaj Rej językiem Marcina Lutra, informuje, „iż to Polacy nie gęsi”. Tam – imponująco spokojny tok tłumaczenia „Daru” Czesława Miłosza (który w ogóle należy do najpiękniejszych polskich wierszy). Pomiędzy nimi mocno osadzone w polskim trzynastozgłoskowcu, bliższe parafrazy niż ścisłego przekładu, zniemczenie „Iliady” Jana Lechonia. Czytam, czytam i myślę, że ja też tak chcę, tylko w innym kierunku, z niemieckiego na polski. Studia polonistyczne pokazały jak czytać teoretyczne prace translatologów. Lecz znów zaważył tu moment, gdy przypadkiem wpadł mi w ręce dedeciusowy „Notatnik tłumacza”, zawierająca maksymę „Poezja jest przekładalna środkami poezji.”. Od niej zaczynam moje o przekładzie myślenie i dotąd stosuję ją jako kryterium oceny przekładu poetyckiego. Własnego i cudzego.
4.By spotkanie dwóch światów skończyło się pomyślnie, tłumacz, jako spotkania tego inicjator, musi być natchnionym filologiem, dopuszczającego do głosu inspirację dla owocnej lektury właściwie niezbędną. (Poezja wymaga natchnionych czytelników.) Określenia tego używam w szerokim znaczeniu, widząc kogoś, kto po prostu jest miłośnikiem języka. Oczywiście, zdarzają się samorodne talenty, tłumacze z Bożej łaski, jednakże i oni muszą z tą łaską gorliwie współpracować.
5.Niekiedy mówi się o „przygodzie z tłumaczeniem”. Jednak pracę tłumacza dałoby się przyrównać raczej do dłuższego związku, gdzie wpierw pojawia się zauroczenie. Gdy związek dojrzewa, nie szczędzi nam irytacji albo poczucia bezradności; niemniej często trudności pozwala nam przetrwać nienowa myśl, że było nie było, jesteśmy odpowiedzialni za to, co oswajamy. Wreszcie, przy odrobinie szczęścia, gdy przekład mówi komunikatywnie i czysto, pojawia się szansa na subtelną, pewną przyjaźń, która, rzecz zadziwiająca, może nam podarować jeszcze niejedno odkrycie.
Piotr Wiktor Lorkowski
Irena Kużdowicz – obrazy
Jarosław Jakubowski
DZIEWCZYNA Z DESZCZU
LIST DO IRENY KUŻDOWICZ
„(…) jest taki obraz, który głęboko i mocno tkwi w mojej świadomości, stale o nim pamiętam, lecz swą wyobraźnią nie mogę go objąć. Zawsze, gdy maluję kolejne dzieło mówię sobie, że ten następny będzie właśnie tym. Ten stan rzeczy powtarza się, a to czego tak bardzo pragnę, umyka i jest jak woda, której w ręku nie można zatrzymać. Ciągle odczuwam niedosyt i wciąż chcę to coś wydobyć z siebie, ale życie jest chyba na to za krótkie”.
Irena Kużdowicz
Do obrazu się dochodzi
teraz to widzę kiedy oglądam Pani płótna
zamknięte
nie zna mnie Pani ale jakie to ma znaczenie
jestem jedną z zamazanych postaci z obrazu bez tytułu
próbuję sobie wyobrazić co Pani czuła malując
szczęście?
możliwe w końcu tworzyła Pani piękno
nawet z niepięknej materii ale może było to coś innego
widzi Pani należymy do dwóch światów
Pani jest kolorem formą duchem o własnej fakturze
ja jestem czymś o wiele słabiej zdefiniowanym
dlatego że żyję?
a co to w ogóle znaczy „żyję”
Pani też porusza się w mojej głowie
jak istota w półprzeźroczystym kokonie
przepraszam za wścibstwo ale jaki to obraz gnał Panią do sztalugi?
no tak za odpowiedź musi starczyć Dzieło
ale mam wrażenie że Dzieło to jednak nie wszystko
tak samo jak wszystkim nie jest nasze życie
jest coś co wystaje poza blejtram
Pani wie co
ten obraz
do którego się dochodzi
krok po kroku plama po plamie
to musi być nagroda nie kara
nagroda za to że było się wiernym
temu co wciąż umyka i jest jak woda
to stąd te uparte powroty
kwiaty pejzaże portrety
jak słowo „jestem” powtarzane wciąż w innej tonacji
aż staje się kotem rybą bożkiem
zdziwieniem sobą
z miłością przyjmowała Pani wszystko co przychodziło
z wyobraźni Znikąd
z miłością kładła farbę oświetlała formę
aż obraz zaśpiewał
„Znalazłam którego miłuje dusza moja”
ale czy wiedziała Pani już wtedy którędy
dalej?
tak łatwo mówi się o „przełomach”
a zapomina o miejscach których nie ma
w żadnym życiorysie
w nich mieszkają godziny dni
kurz abstrakcyjna treść
jak ją przedstawić?
najlepiej jako ciszę
jak namalować ciszę?
tak – mówi grajek w stroju arlekina
tak – mówi Dziewczyna
raz ma włosy czarne a raz ogniste
ale zawsze wielkie smutne oczy
i wtedy gdy niesie martwego ptaka
i wtedy gdy jest Wiosną
przyszła do Pani któregoś dnia o którejś godzinie
Dziewczyna z deszczu
Ostateczna Samotność
wpatrzona w nieznany obraz
którego jesteśmy treścią
26-28 listopada 2006
Piotr Wiktor Lorkowski
Urodzony w 1968 r. w Nowem nad Wisłą – krytyk, tłumacz, autor wierszy, redaktor, bloger i podcaster literacki. Ma w swoim dorobku m.in. tłumaczenie prozy R.M. Rilkego „Malte” (2011) oraz „Gdańską Encyklopedię Güntera Grassa” opracowaną we współpracy z M. Jaroszewskim i M. Ossowskim. Nauczyciel akademicki w Wyższej Szkole Administracji i Biznesu w Gdyni. Współpracuje na stałe z dwumiesięcznikiem literackim „TOPOS”.
Irena Kużdowicz
Artystka malarka, pedagog. Studia ukończyła na Wydziale Sztuk Pięknych UMK w Toruniu, uzyskując dyplom z zakresu malarstwa w pracowni Tymona Niesiołowskiego w 1950. Zajmowała się malarstwem i rysunkiem.. Brała udział we wszystkich wystawach okręgowych i okolicznościowych organizowanych przez ZPAP od 1951. Swoje prace eksponowała na 25 wystawach ogólnopolskich. Uczestniczyła w wystawach zagranicznych (NRD, Francja, ZSRR, Szwajcaria, Rumunia, Dania, Szwecja). W swoim dorobku ma 20 wystaw indywidualnych. Prace jej znajdują się w zbiorach zagranicznych w Szwajcarii, Francji, USA i Niemczech. Należała do ZPAP. Pochowana został na cmentarzu przy ul. Wiślanej w Bydgoszczy.