Krystyna Mazur – proza poetycka
Z tomu „Nie zamawiałam budzenia”
Gra
Dom z czerwonej cegły stoi na środku planszy. Krzywo ułożone płyty chodnikowe to pola w grze. Jeżeli uda mi się przez nie przejść, zdobędę potrzebne punkty
i zajmę dom. Między polami leżą rozrzucone karty. Potrzebuję trzech,
by przykryć jedną płytę, dopasowując je tak, by tworzyły spójny obraz.
To nie wszystko.
W środku każdej części muszę umieścić kartę afirmującą pozytywne myślenie.
Afirmacja, to też nie wszystko. Potrzebna wizualizacja.
Z trzech części tworzę jedną płytę chodnikową.
Teraz mogę ją przekroczyć.
Jestem bliżej domu.
To tylko gra, zabawa. W rzeczywistości ona nie działa.
Niepotrzebnie się męczysz. Dom jest poza twoim zasięgiem.
Usiłuje mnie zniechęcić ktoś, kto stoi za mną.
Nie oglądam się. Zatykam uszy i gram dalej.
Rytuał uzdrawiania
Mroczna atmosfera domku jednorodzinnego nie nastraja optymistycznie. Rodzina Nieńców wezwała na pomoc szamanów, którzy znając prawa rządzące życiem i śmiercią, mają moc uzdrawiania. Dla gospodarza, są oni ostatnią deską ratunku.
Rozpoczyna się rytuał. W środku koła narysowanego popiołem, leży duży żółw. Jeszcze żyje, ale jest zmaltretowany. Jego skorupa popękała od bicia i kopania. Żal mi żółwia, jednak każdy członek rodziny musi uderzyć żółwia, by dokonało się uzdrowienie pana domu.
To najtrudniejszy moment rytuału.
Natura nie znosi pustki. Gdy chcemy coś dostać, musimy dać coś w zamian. Życie żółwia za życie pana domu. Transakcja wiązana. - Widząc nasze miny, tłumaczy najstarszy szaman - Tak samo jest z narodzinami, gdy ktoś się rodzi, ktoś inny umiera. Nie oszukasz przeznaczenia.
Kończąc informację, wkłada mi do rąk kawałki skorupy.
Gotuję je zgodnie z magiczną recepturą, po czym niosę choremu.
Trudno jest zachować równowagę na oblodzonej drodze.
Przecież nie żyjesz
Pachnący wiciokrzew zarósł ogrodzenie z drewnianych pali. Odgradza ogród, tworząc strefę dla mnie zastrzeżoną. Biorąc pod uwagę mój głód wiedzy, jest to niedogodność, jednak cieszę się z powrotu do domu dzieciństwa.
Na ławce pod oknem grzeje się w słońcu sąsiadka - pani Woźniakowa. Mama wychodzi zza płotu. Stawia obok ławki miskę z praniem. Przysiada.
Nigdzie się nie spiesząc - rozmawiają.
Szczęśliwe - co chwilę wybuchają głośnym śmiechem.
Czyżby wspominały zabawne historie?
Nie zwracają na mnie uwagi. Szczypię się w rękę. Boli, więc chyba nie śnię.
- Mamo, przecież Ty nie żyjesz! - mówię cicho, jednak tak, by usłyszała. - Od czterech miesięcy palę znicze na Twoim grobie, a od sześciu lat na mogile sąsiadki.
- Co ty mówisz! Jak to, ja nie żyję?! - Oburzona wstaje z ławki. Nie dyskutuje ze mną, nawet nie zaprzecza. Bierze miskę z praniem i idzie za płot.
Domyślam się, że będzie wieszać.
Od końca do początku (fragment)
(…)
Początek końca fascynuje.
Niebo rozrywane błyskawicami, płonie. Wygląda, jakby ktoś sypał na ziemię rozpalone gwoździe. Nawałnica potężnieje. Syk wiatru przedziera się do wnętrza.
Ach, więc to tak wygląda koniec świata! - szepczę zdziwiona i zastanawiam się, czy nie dołączyć do którejś z grup oddając się pod anielską opiekę. Lecz jak zaufać istotom, których wygląd przypomina mumie. Przyzwyczaiłam się do ich skrzydlatego, dobrodusznego wizerunku, a te szkarady budzą raczej strach.
Wolę pozostać na osobności.
Punktem centralnym jest okrągła arena. Stojący w tym miejscu archanioł, kieruje pracą podległych mu aniołów – mumii.
Podnosi lewą rękę – na zgromadzone grupy w niszach okiennych spadają siatki.
Podnosząc prawą rękę – zmienia ludzi w brązowe, wyschnięte sardynki.
Unosząc obie – zaschnięte sardynki zostają pomniejszone i zapakowane do puszek w kształcie trumien.
Opuszcza ręce – puszki się zatrzaskują.
Stoję z boku archanioła, przypominającego raczej złowróżbnego wirtuoza, czuwającego nad budzącym grozę widowiskiem, niż boskiego posłańca.
Przerażające widowisko sprawia, że nie zauważam lśniącego taśmociągu przypominającego ruchome schody w galerii handlowej. Porywa mnie i szybko przenosi na wyższe piętro.
Lubię ten sposób przemieszczania, więc przestaję się bać. ,,Ale jazda. Jak nie z tego świata". Ledwo zdążyłam pomyśleć, gdy głęboki głos, dobywający się jakby z dna studni, informuje:
- Witam. Udało ci się wydostać z Trzeciego Wymiaru. Przechodzisz przez oczyszczający filtr - Czwarty Wymiar. Jesteś coraz bliżej Boskiej Matrycy.
Jadę korytarzem, którego końca nie widać. Ściany promieniują srebrnym światłem, wymazując z pamięci to, co niepotrzebne, niechciane, złe. Mijam niezliczoną ilość drzwi. Nie otwieram ich, a jednak mam wgląd do każdego, przestronnego, a jednocześnie ciepłego wnętrza. Zajmują je ludzie, których rasę trudno określić. Zależy ona od kąta, pod jakim na nich patrzę:
z góry widzę czarną - negroidalną, z boku żółtą- mongoloidalną, na wprost białą – europeidalną. Ich wiek też nie jest możliwy do sprecyzowania. Równie dobrze mogą mieć trzydzieści jak i trzysta a nawet trzy tysiące lat. Zapomnieli, co znaczy czas; więc się nie starzeją. Ubrani są rozmaicie. Zderzenie nowoczesności z przeszłością tworzy nieziemski kicz.
To wszystko nie ma znaczenia. Liczy się harmonijne działanie i boska zabawa.
W jednej z komnat widzę okrągły stół przykryty szarym płótnem. Siedzący przy nim filozofowie, rozmawiają o wpływie kosmosu na doskonalenie osobowości. Rej wodzą: Pitagoras, Platon, Arystoteles.
Osobny lokal zajmują poeci i prozaicy. Ich stoły mają ostre kanty, lecz nie kaleczą. Uginają się pod stosami pergaminów, zeszytów i tabletów.
Pomieszczenie zielarzy pachnie rozłożonymi na stołach i powieszonymi na sznurach roślinami.
Medycy zajmują fioletowy pokój. Głośno dyskutują na temat kondycji zdrowotnej istot duchowych.
Nieskończona ilość komnat, mieści nieskończoną liczbę grup. Mogę wybrać najbardziej odpowiadające mi miejsce. Prawo wyboru grupy otrzymują nieliczni.
Przestaję się bać początku świata. Obawiam się końca snu.
Święto pracy
Parter sali widowiskowej Domu Kultury wyszorowano na błysk. Balkony w cieniu, jeszcze czekają na swoją kolej. Odkurzono fotele dla gości z listy zasłużonych. Już za kilka dni uroczysta akademia z okazji pierwszomajowego święta. Ta strona spektaklu została już wielokrotnie przećwiczona i nie powinna niczym zaskoczyć. Najbardziej stresującą częścią przygotowań jest próba generalna. Od niej zależy, czy szlifowany kilka tygodni program zostanie zaakceptowany przez władze.
Opracowanie scenariusza i reżyseria widowiska należą do moich obowiązków. Nie narzekam. Lubię swoją pracę. Niepewność, jak zupie przyprawy, dodaje jej smaku. Nie do przewidzenia jest reakcja zaproszonych Kresowiaków, udomowionych na Pomorzu Zachodnim. Opieram się na doświadczeniu, a jednak napięcie mnie nie opuszcza, mimo że urodziłam się w znaku Skorpiona z liczbą mistrzowską dwadzieścia dwa. Astrolodzy i numerolodzy w tym momencie ciężko wzdychając, powiedzieliby:
- Poradzi sobie!
Niewielka dziura w kurtynie, oddzielającej świat fikcyjny od rzeczywistego, wielokrotnie sprawdziła się w roli punktu obserwacyjnego. Widzę wkraczających na salę przedstawicieli bratniego państwa.
Odgrodzeni murem i kolczastym drutem bracia, od kilkunastu lat zajmujący leśne miasteczko - Borne Sulinowo, czuwają, a może są czujni (co nie na jedno wychodzi).
Za nimi wchodzą Towarzysze odpowiedzialni za kulturę. Powiatowy Oddział PZPR też czujny, lecz trochę mniej rzuca się w oczy.
Dyrektor Domu Kultury stara się zachować kulturę. Zanim zajmie miejsce w drugim rzędzie, wbiega za kulisy i patrząc mi w oczy, scenicznym szeptem oznajmia:
- Jeżeli pójdzie coś nie tak, nie pokazuj mi się na oczy. Wyskakuj przez pierwsze napotkane okno. Mnie zwolnią, ale i ty nie wyjdziesz z tego cało.
Idzie dobrze. Święto socjalistycznego państwa nabiera wymiaru artystycznego.
Dzieci recytujące wiersze patriotyczne, budzą tkliwe uczucia. Nawet mała Kasia myląca słowo ojczyzna i pańszczyzna, wywołuje jedynie śmiech.
Ta część programu przyklepana. Piosenki i tańce ludowe nagrodzone zostają oklaskami.
Na scenę wychodzi czarnowłosa dziewczyna w niebieskiej sukience. Jej głos wibruje mrokiem, powoli osiada na proscenium, docierając do pierwszych rzędów.
,,Modlitwa" Bułata Okudżawy ściera uśmiechy z coraz bardziej czerwonych twarzy. Gwałtowny ruch w pierwszym rzędzie nie pozwala skończyć pieśni. Powiedzieć, wychodzą, to nic nie powiedzieć.
Zaczynam szukać okna.
Modlitwa
Obcy dotyk marszczy ciało
jednak potrafię jak kot obmyć się
i śnić w ciepłym miejscu,
że zmieniam się w tygrysa
wybiegam z klatki w słońce
budząc rozespane domy,
przeorane pola, spróchniałe drzewa
Dotykając ziemi bosymi stopami,
jak TA KTÓRA WIE, modlę się do Stwórcy:
kropli rosy,
sędziwego drzewa,
wiatru chłodzącego rozpalone uda.
I pierwszych świateł burzy
Modląc się nie nazywam
* * *
Nowy tom cenionej i doświadczonej autorki. Tym razem, znana głównie ze swych poetyckich dokonań, Krystyna Mazur przedstawia tom, w którym pojawia się nie tylko poezja. Dominującą wręcz rolę odgrywają w nim krótkie teksty prozatorskie. Zgodnie z tym, co sugeruje już sam tytuł publikacji, jest ona poświęcona marzeniom sennym – i przez nie też została zainspirowana. Tom jest literacką wizją snów, tworzoną, co nie bez znaczenia, w pandemicznej rzeczywistości. Wyrazistym i wizjonerskim tekstom towarzyszą znakomite, i świetnie z nimi współgrające, barwne grafiki, autorstwa Doroty Mazur, córki poetki.
(Recenzja wewnętrzna ze strony internetowej Wydawnictwa Miejskiego Posnania)
* * *
„Krystyna Mazur, poetka, tym razem daje się poznać jako autorka krótkich form prozatorskich, inspirowanych snami. Sama to zresztą wyzna pod koniec książki. Niektóre z nich są zapisem wędrówki do czasów dzieciństwa i młodości. W snach pojawiają się rodzice, sąsiedzi, dawni działacze PZPR, zmarli pisarze. Ta proza nasycona jest poezją, a niektóre teksty są nawet zapisane wierszem: Autorka wykonała krok w stronę prozy, ale wciąż pozostanie głównie poetką, mając przy tym świadomość, że to właśnie poezja stanowi najtrwalszy wyraz naszego zmagania się ze światem.”
Bartłomiej Siwiec
Jakub Kaja – fotografia
(…) Odnajdywanie intrygujących obrazów w naszym otoczeniu jest twórcze, jeżeli zmierza ku nowemu spojrzeniu. Skala wnikliwości widzenia jest jak język, który każdy artysta wzbogaca o nowe wyrazy. Jakub Kaja w swoich fotoreportażach stara się odnaleźć i zapisać to, co wydaje się być znaczące. Artysta traktuje otoczenie, jako księgę pełną ukrytych symboli, dostrzegając w nim jakości metafizyczne. Poszukując wartości duchowych, wyraża swój podziw dla tego, co „najzwyklejsze”. Konfrontuje nas z naturalnym pięknem i skłania do refleksji nad własnym miejscem w otaczającym świecie. Fotografie Jakuba Kaji otwierają inną perspektywę oglądu tego, co wydawało się nam na pozór bliskie i znajome. Pozwalają spojrzeć inaczej, trochę z dystansu, na świat ludzkich trosk, ujawniając wagę oraz wartość rzeczy i zjawisk na co dzień często niedostrzeganych.
Mateusz Soliński
Krystyna Mazur
Animator kultury. Zatrudniona w Samorządowej Agencji Promocji i Kultury w Szczecinku zajmuje się popularyzacją poezji organizując: konkursy poetyckie, spotkania autorskie, warsztaty literackie oraz spektakle poetycko–muzyczne. W 1993 r. zainicjowała Ogólnopolski Konkurs Poetycki „Malowanie Słowem” im. Mieczysława Czychowskiego. Pełni w nim rolę organizatora, jurora oraz redaktora antologii pokonkursowych. Redaguje również almanachy klubowe oraz książki autorskie.
Współpracowała z Danutą Wawiłow przy realizacji na terenie Szczecinka projektu KLAN (Klub Ludzi Artystycznie Niewyżytych). Z jej inicjatywy powstały grupy poetyckie „OPAL” (2001) i „KLAN – reaktywacja” (2006 do 2011).
Debiutowała w pokonkursowym almanachu Poczty Poetyckiej Radia Koszalin (2002).
Jej wiersze oraz recenzje wydanych książek autorskich można czytać m.in. w takich czasopismach literackich, jak: „Topos”, „Elewator", „Gazeta Kulturalna”, „Ślad”, „Latarnia morska” „LiryDram", „Akant" oraz w almanachach poetyckich.
Wydała pięć książek poetyckich: „Księżyc od kota silniejszy” (2008), „Detoks” (20011), „Poemat kresowy" (2015) „Przyciąganie nieziemskie"(2018) i „Wspólna przestrzeń"(2019) oraz opowiadania oniryczne "Nie zamawiałam budzenia" (2021).
Zdobywała laury w wielu ogólnopolskich konkursach poetyckich.
Książka „Przyciąganie nieziemskie" była jedną z trzech Nominowanych do Nagrody Głównej w XI Ogólnopolskim Konkursie Na Autorską Książkę Literacką – Świdnica 2018 oraz otrzymała I wyróżnienie Poznańskiego Związku Literatów Polskich za Najlepszą Książkę Poetycką (2019)
Za zasługi na niwie popularyzacji kultury literackiej Miasto Szczecinek nadało jej tytuł GRYFITY SZCZECINECKIEGO (2018).
Jest członkiem Poznańskiego Oddziału Związku Literatów Polskich. Za zasługi na rzecz popularyzacji poezji przyznał jej Honorową Odznakę Związku Literatów Polskich (2021).
Jakub Kaja
Urodzony w 1982 w Bydgoszczy. Absolwent Akademii Krakowskiej na Wydziale Malarstwa o specjalności grafika użytkowa oraz Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku na Wydziale Grafiki o specjalności fotografia. Pasjonat fotografii ulicznej, plakatu, grafiki i designu. Z zamiłowania podróżnik i sportowiec. Na co dzień szczęśliwy mąż i tata. Zdobywca 1 miejsca oraz specjalnego wyróżnienia w ogólnopolskim konkursie na plakat z okazji 90-lecia Banku PKO BP. Uczestnik wystawy konkursowej 23 Międzynarodowego Biennale Plakatu w Wilanowie, 26 MBP w Warszawie oraz IV Biennale Plakatu Społeczno-Politycznego w Oświęcimiu. Laureat 1 nagrody w ogólnopolskim konkursie na plakat z okazji 100-lecia Odzyskania Niepodległości przez Polskę.