Stanisław Dłuski – poezja
WIERSZE WOJENNE 2/2
Wigilia 2021
Śnieg za oknem oczy
Przeciera ze zdumienia,
Brak choinki i sianka,
Słońce obrażone na nas,
Bo gubimy miłość w
Codziennych grach o nic;
Utopieni w rzece absurdu.
Dzień z Pawłem, jednym
Z mieszkańców tego Piekła,
Zagubieni wśród planet i gwiazd,
Z kwiatem samotności
I obolem na ostatnią drogę.
Mówi: nie czuję Sensu.
Jak mam żyć, co robić?
Nie jestem królem Salomonem,
Ale my jesteśmy synami
Jedynego Króla, który się narodził,
Sens zdobywamy codziennie,
Trudem, wysiłkiem, czułością
Dla zwierząt i ludzi, to nie jest
Wtaczanie kamienia, który spada,
Bo przychodzi ten dzień, kiedy
Widzimy wszystko jasno,
W zachwyceniu, ten błysk,
Kiedy niewidomi zobaczymy
Wszystkie galaktyki sensu –
Tylko kochankowie nieba przeżyją
Wiele lat, które smakowały jak wieczność,
Żyłem na dnie kamieniołomu, poznawałem
Smak kamieni i piachu, gdzieś czułem
Pod skórą ziemi puls piekła.
Człowieku, puknij się w czoło,
Miliony wegetują za miskę ryżu,
A ty masz norę, parę centów na
Chleb i wodę, tylu oddanych,
Wiernych wyznawców Sokratesa,
Co ci potrzeba do szczęścia?
Wiele lat na dnie można żyć,
Mieć serce w rozterce i poniewierce,
Układać piosenki dla karalucha
I zagubionych czarownic,
Łykać tabletki szczęścia, które
Pachnie krochmalem i ziołami.
Człowieku, puknij się w czoło,
Niewielu daimonion dał słowo,
Które nie umiera o poranku,
Ty masz dar zamieniania
Wody w ogień, obojętności
W miłość, noś światło
I otwórz się na Niewyrażalne,
Gdzieś poza trawami snów
27.11.2021
Niepodległość serc
Dla Iwony Bartosiewicz
Wszystkie partie polityczne
się rozpadną, zostanie na końcu
poezja i dobro. Tylko to się liczy
w kosmosie bytu, w oceanie
gonitwy za chimerami, na łąkach
świętego dnia.
Księżyc namawia nas na szaleństwo,
Idą pochody i manifestacje mrówek,
Które chcą leczyć parlamenty
Darmozjadów i prezesów,
A tylko płomień snu ogarnia
Ten cały zgiełk.
Płyń pod prąd węgorzu, poeto,
Podlewaj kwiaty miłością,
Uśmiechem cichego poranka,
Niebo mówi o dotyku kruchego
Piękna, w nim zamieszkamy,
Odkryjemy smak wieczności,
Niepodległości serc.
9.01.2022
Sen Szczurołapa
Sebyła wisi w zimnej przestrzeni kosmosu,
Czeka na odlot czarnych żurawi,
Kwiaty spadają głową w dół.
Ojcze nasz, który jesteś poza horyzontem
Umierającej ziemi, kilka słów niepodległych
Jak nasze przemijanie, dzikie serca
W poniewierce, sól sypiemy na rany
Ojczyzny, która na granicy ciemności
Czuwa. Śpij poeto, jeszcze gwiazdy
Śpiewają o naszym zgonie, a my
Jak ptaki lecimy w nicość nieba,
Nie płacz Beatrycze, budujemy
Dla ciebie dom w Bieszczadach,
Na połoninach słońce wschodzi.
Obudź Światowida szczurołapie
22.01.2022
Władysław Sebyła (1902-1940). Zamordowany przez NKWD.
Autor „Pieśni szczurołapa”.
Świat XXI wieku
W barze Murzynek piją piwo i zabawa trwa na Tytaniku.
Na Kijów spadają rakiety.
Długie kolumny morderców z Moskwy maszerują na stolicę Ukrainy.
Na przejściu granicznym w Krościenku tysiące kobiet i dzieci - płaczą.
Europa prowadzi dialog z ciemnością.
Polska płacze, a niektórzy zacierają ręce z radości.
Znaki Apokalipsy w naszych oczach.
Wrażliwi tracą zmysły, bandyci liczą zyski ---
1.03. Anno Domini 2022, godz. 02:08, Rzeszów
Suplikacja
Ratowałaś mnie przed czarną
wodą, która zalewała oczy, usta,
kiedy będąc dzieckiem mogłem
popłynąć z rybą
Ratowałaś mnie przed samym
sobą i diabłem, który tańczył,
nie chciał mnie opuścić,
usychałem bez Ciebie
Nie jestem godny tego dnia,
tego miejsca, gdzie zobaczyłem
Cię pierwszy raz, będąc ślimakiem
w kołysce poranionej
Bez Ciebie nie uniosę kości
moich grzechów, nie uniesie
ich kochanka i córka, moi święci
przyjaciele i nieprzyjaciele
Proszę Cię o rozgrzeszenie
i
zbawienną pokutę,
Matko Boska Saletyńska
z Dębowca
Spowiedź i lament
(…) Słowo „spowiedź” ma – jak sądzę – swój sens w tym świecie i języku, w tym podejściu do lirycznej materii. Nie jest chyba nadużyciem nasze odczuwanie niesłychanej szczerości wypowiedzi, wpisywanie się tych monologów w autentystyczne kanony. Temu poeta jest wierny od początku swojej drogi twórczej. Ale autentyzm jego lat późniejszych jest o wiele bardziej dramatyczny, przejmujący, ponieważ towarzyszy podsumowaniu i ocenie tego, co zostało przeżyte. Tu nie tylko „bóg lamentuje nad samotnymi”, ale czyni to przede wszystkim autor, lamentując przy okazji nad samym sobą. Podkreślmy to jednak wyraźnie: nie mówię o skowycie skopanego psa, mówię o lamencie dojrzałego poety, który przejrzał tajemnicę życia na wskroś i czerpie teraz z tego nader gorzkie soki.
Lament, gorycz, boleść... Co jeszcze? Mimo wszystko upojenie istnieniem, upojenie miłością do niewdzięcznego życia. Uroda świata jest tych wierszach zniewalająca, wciąż misternie i czule podkreślana. Tym bardziej boli alienacja podmiotu, wyznawcy tej urody, wielkiego porzuconego, ustawowo bezdomnego, wygnańca cywilizacji pieniądza, pośpiechu i nienawiści. Co ma współczesny poeta począć z miłością, w jakie wsadzić ją ramy i rymy, żeby była do przyjęcia przez macherów od kultury, decydentów od duchowości? To są najważniejsze, najbardziej drażliwe, pytania tych wierszy; taki ból wypełnia ujawnianą tu nadwrażliwość. W tym sensie to jest lament – ale już nie tylko nad samym sobą, utraconą niewinnością i wiarą, lecz przede wszystkim nad odchodzącym światem, zamykającą się i zapadającą się w sobie kulturą szczerego, bezpośredniego gestu, autentyzmu przeżyć. W tym kontekście rzecz ujmując, wydaje się, że Stanisław Dłuski nie akceptuje języka nowej czy modnej poezji, nie trawi jego sztuczności i fałszu, zakłamania i „pustych przebiegów”, polemizuje z nim, drwi, wreszcie go przeklina w poczuciu osamotnienia, opuszczenia i zdrady. (…)
Karol Maliszewski
* * *
(…) Dłuski jest poetą afirmacji, który egzystencją i wierszem stara się budować… dom. Właśnie dom staje się w tej twórczości słowem kluczowym, poprzez które poeta opisuje relacje z samym sobą, drugim człowiekiem, miejscem dzieciństwa i młodości, światem. Dramat bohatera tej poezji i samego poety zaczyna się z chwilą wyjścia z rodzinnego domu. Im częściej próby tworzenia własnego domu kończą się porażką, tym mocniej dom rodzinny i Dębowiec jako „mała ojczyzna” uzyskują status miejsca mitycznego i magicznego. Istnieją nieledwie in illo tempore, a więc w czasie, gdy wszystko było pełną życie i sensu. Utrata tego miejsca stanowi dla bohatera poezji Dłuskiego osobistą katastrofę, gdyż w każdym innym miejscu, wcześniej czy później, odkrywa własną obcość. Wygląda to tak, jakby każde inne miejsce poza „starym domem” nie nadawało się do życia i zamieszkania. Bohater przeżywa własne istnienie jako rzucone w coś, czego nie sposób oswoić, w czym niepodobna zamieszkać, z czym nie udaje się ustanowić głębokiej więzi. Tak postrzegane miejsce staje się „ziemią wygnania”, „jałową ziemią”, przestrzenią infernalną, w której można już tylko obumierać fizycznie i duchowo.
(…) Bohater Dłuskiego woli istnienie na marginesie, obrzeżu, pustyni niż w mainstreamowych salonach, które ekscytują się sezonowymi „wielkościami” i równie chwilowymi modami. Dla poety doświadczenie pustyni wydaje się dlatego ważne, gdyż wskazuje na taką intensywność ryzyka, które stawia na jedną kartę własne życie. Bycie poetą i uprawianie poezji wpisuje się w to ryzyko, gdyż stanowi artykulację ekstremalnych stanów, jakich doświadcza konkretna osoba. (…)
Grzegorz Kociuba
Jacek Soliński – fotografia
OBYWATELE ŚWIATA
…ubogich zawsze macie u siebie…
J12,7
…Jeżeli nie masz ani jednego sou,
możesz zawsze wziąć parę starych gazet
i zrobić sobie posłanie na stopniach katedry.
H. Miller, Zwrotnik Raka
…kto nic nie wie, niczego nie chce i nic nie posiada.
Mistrz Eckhart, Kazanie 52
Fotografowanie żebrzących to kłopotliwe zajęcie. Ilekroć to robię, towarzyszy mi uczucie zażenowania, a jednak przełamuję wewnętrzne opory i naciskam spust migawki. Odkąd sięgam pamięcią, żebractwo rozbudzało moją ciekawość. Intrygowali mnie proszący o jałmużnę, uliczni żebracy, bezdomni, włóczędzy, sztukmistrze – wszyscy, którzy nie przystawali do „normalności”. Oczywiście „normalność” w tym wypadku należałoby rozumieć jako rzeczywistość widzianą z perspektywy sytości, wypadkową rozmaitych uwarunkowań i kompromisów.
Nie podzielam obiegowych opinii o żebrzących. Daleki też jestem od stygmatyzowania ich jako ludzi z marginesu społecznego. W rozpoznawaniu tej rzeczywistości potrzebna jest otwartość i wrażliwość, w przeciwnym wypadku zagubić można podstawowe problemy. We współczesnym świecie raczej nie dostrzega się spraw oczywistych. Nędza ludzka ma zarówno postać materialną jak i duchową. Tragiczna sytuacja powstaje wtedy, gdy nędza materialna wyzwala nędzę moralną. Wiele wtedy zależy od tego, czy życiowy dramat przenika nadzieja, czy też wpisany jest weń jej dotkliwy brak. Zjawisko to można postrzegać w dwojaki sposób – w świetle Ewangelii, z eschatologicznym podtekstem, albo też odarte z jakichkolwiek złudzeń, widziane tylko jako rzeczywistość egzystencjalnego upadku, w całej swojej beznadziejności.
Jako dziecko z uczuciem niepokoju, a czasem z narastającym strachem przyglądałem się temu zjawisku wnikliwiej, jakbym chciał dociec, dlaczego tak się dzieje. Zmieniały się czasy. Bieda i wykluczenie przyjmowały z czasem nowe formy, jednak „bycie poza” ma w świecie swoje miejsce. Oczywiście żebractwo, jak wszystko co składa się na całościowy obraz społeczeństwa, ewoluuje i zmienia się w zależności od poziomu rozwoju cywilizacyjnego. Zjawisko to przybiera dramatyczną postać w ubogiej części świata. Zupełnie inaczej przedstawia się w krajach Europy Zachodniej („dostatnie” śmietniki). Żebrzących wszędzie jest wielu, ale ich status społeczny zależy od tego, jakiego kraju są obywatelami. W Wielkiej Brytanii tylko Anglicy mogą legalnie zajmować się tym procederem. To z pewnością „przywilej”. W Edynburgu czy Paryżu często widywałem proszących o jałmużnę, codziennie w tym samym miejscu na ulicy, jakby ta mała „posesja” była ich własnością. W moim rodzinnym mieście, Bydgoszczy, jest zdecydowanie mniej żebrzących. Coraz częściej pojawiają się tak zwani „zbieracze”, których na Zachodzie nie widywałem. Korzystając z wózeczków kursują przy śmietnikach, skrupulatnie wybierając materiały wtórne. Mają stałe zajęcie. Podziwiam ich, bo żyją na własny rachunek. Może są włóczęgami, ale nie żebrzą. To ludzie zapracowani i pogodni.
Dlaczego żebraków i włóczęgów nazwałem Obywatelami świata? Pewnie dlatego, że są wszędzie rozpoznawalni i stanowią „elitę” ludzkich skupisk. Jakże wielu spośród nich spotykam w centrach metropolii. Wtopieni w chodniki, schowani w podziemnych przejściach, wtuleni w bramy czy kościelne schody stają się stałym „wystrojem” ulicy. Moja reakcja na ich obecność bywa różna (pewnie dość typowa), przede wszystkim budzą współczucie, ale bywają też chwile, kiedy wstydzę się swojej obojętności. Czasami podziwiam tych ludzi, czasami jednak dostrzegam w ich postawie coś w rodzaju gry, pozy czy nawet fałszu, wtedy moja wrodzona ufność przeradza się w podejrzliwość. A przecież wszystkim tym biedakom należy się szacunek, to oczywiste, nawet jeżeli ciąży na którymś z nich piętno popełnionego zła. Każdy przypadek jest inny, stanowi autonomiczną opowieść i zasługuje na osobne rozpoznanie. Człowiekowi dana jest godność, jak pancerz, który go osłania. Co dzieje się wtedy, gdy ów pancerz traci? Prośba o jałmużnę stanowi akt szczególnej determinacji. Jest pogwałceniem osobistej dumy, a żebracze upokorzenie odziera z godności. Ludzkie jestestwo zostaje obnażone.
Czym jest proceder żebraczy? Życiem w rozdarciu między doświadczanymi litością i pogardą, czy też przejawem rozpaczy i bezradności? A może bywa obrazem nonszalancji i buntu? Któż wie, jak często „fach” żebraczy staje się wyrazem kontestacji wobec mechanizmów współczesnego świata? Widywałem żebraków nie zwracających uwagi na przechodniów, czytających książki, czystych i schludnie ubranych, korzystających z drogich telefonów komórkowych. Towarzyszące im często psy były tu żebraczymi rekwizytami, dzięki nim przechodnie okazywali się bardziej szczodrzy. Można by nawet pomyśleć, że przystanie do „żebraczego cechu” jest wręcz romantycznym aktem poszukiwania wolności. Może bywa i tak, że żebrak podejmując refleksję nad swym istnieniem jest niewyobrażalnie szczęśliwy? Nieporównywalnie szczęśliwszy od tych, którzy z politowaniem spoglądają na niego. Może czasem się tak zdarzyć. Ale z pewnością uliczna statystyka skłania do innego myślenia. Spotykałem również żebraków brudnych, cuchnących, budzących odrazę i niepokój, jakby wyciągnięci zostali ze śmietnika. W tej osobliwej branży panuje tak wielka rozpiętość, że lepiej unikać uogólnień. Na ulicznym bruku zawsze liczy się konkretna osoba. Ilekroć stałem naprzeciwko żebrzącego, mimo różnych skojarzeń, miałem wrażenie, że ukryty jest w nim odrębny sens bytu i wielki głód godności.
Życie na granicy jest wyzwaniem i ryzykiem. Bywa, że ludzkie losy układają się dramatycznie. Okoliczności życiowe pozbawiły kogoś majątku, uczuciowych więzi, potrzeby wspinania się po drabinie kariery społecznej, najkrócej ujmując –sensu życia. W takich sytuacjach zagubienie prowadzi do upadku, odmienia wszystko. Człowiek zmuszony jest wtedy do ponawiania trudu, rozpoczynania od nowa, tym razem od samego dna. Dylemat czy „wyjście na ulicę” jest aktem wyboru, czy życiową koniecznością wydaje się naiwny. Oczywiście między dobrowolnością a przymusem istnieje wiele różnych, niejednoznacznych rozstrzygnięć. Żebractwo można postrzegać jako obraz bezradności, wynik niewolnictwa, upodlenia, uzależnień, oszustwa, rozpaczy, przejawu świadomej kontestacji, destrukcji czy nawet postawy nihilistycznej. Każda taka sytuacja potrzebuje braterskiego pochylenia, wyciągniętej dłoni, zrozumienia i życzliwej obecności drugiego.
Ewangelia ukazuje biedę i żebractwo jeszcze w innym aspekcie. Przejść na tę „drugą stronę” oznacza wkroczyć w przestrzeń ubogą, niepewną jutra. Co oznacza „jutro” zależy od sposobu pojmowania perspektywy czasowej. Może mieścić się tu ukryta przepastna głębia. Paradoksalnie „niepewność” przekształca się w „pewność”. Etymologia słowa „u-bogi”, czyli „u Boga”, „blisko Boga” to zawierzenie swojego losu Bogu. Postawa taka, bliska średniowiecznym zakonom żebraczym, wskazuje kierunek duchowej ufności. Mnisi „dzień jutrzejszy” zawierzyli Opatrzności, a nie dobrom ziemskim zabezpieczającym byt. Nie pożądali bogactw, dlatego mogli być ludźmi prawdziwie wolnymi. Nie troszczcie się więc specjalnie o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. (Mt 6,34). Mohandas Karamch and Gandhi w Autobiografii wspomina, że odmówił akwizytorowi firmy ubezpieczeniowej ubezpieczenia swojego życia, bo podważałoby to zaufanie do Boga.
Ważnym jest, by w przestrzeni współczesnych metropolii odnaleźć się duchowo, ocalając ciszę i skupienie. W minionych wiekach duchowe tętno miast tworzyły kościoły. Miejski organizm, dzięki nim, żył jak człowiek w dialogu ze swoją duszą. Z przykrością obserwuję zachodzące zmiany w miastach zachodniej Europy. Cóż można powiedzieć o czasach, w których wnętrza domów bożych stają się pubami, hostelami, biurami, bankami czy klubami nocnymi? Niepokojąca to zmiana. Desakralizacja prowadzi do nędzy duchowej, pozbawia osobę ludzką świętej przestrzeni, odziera z nadziei. Wydaje się, że człowiek tkwi porzucony w labiryncie, w którym duchowy wymiar przestaje istnieć.
W ewangelicznej przypowieści o bogaczu i żebraku Łazarzu zarysowany jest wyraźny podział.Kiedy obaj znaleźli się w Otchłani, padają znamienne słowa skierowane do bogacza: Wspomnij synu, że za życia otrzymałeś swoje dobra, a Łazarz przeciwnie, niedolę; teraz on tu doznaje pociechy, a ty męki cierpisz. A prócz tego między nami a wami zionie ogromna przepaść, tak że nikt, choćby chciał, stąd do was przejść nie może ani stamtąd do nas się przedostać (Łk 16,25-26). Nędza ludzka objawia się więc w dwojaki sposób – jest widzialna i ukryta. Ubóstwo materialne – widoczne, rzucające się w oczy i ubóstwo duchowe, jakże inne, zamaskowane, wręcz ukryte. Dostatek materialny może ukrywać nędzę duchową. Dzieje się to nader często. Iluż spośród sytych tego świata jest „żebrakami utajonymi”, nędzarzami duchowymi? Czy częstokroć w swojej sytości nie bywamy żebrakami pozbawionymi sensu życia, ludźmi duchowo bezdomnymi? Istnieją różne odmiany zagubienia, żebractwa, bezdomności czy włóczęgostwa. Zdarzają się takie, które są widoczne, ale czy nie częściej pozostają głęboko skrywane za kurtyną stanu posiadania czy życiowej pozycji? Przywykliśmy już do tego, że dekoracje dobrobytu szczelnie ukrywają prawdę. Zatem, co jest fikcją?
Od wielu lat fotografuję ulicznych włóczęgów, żebraków, ludzi żyjących poza sferą dobrobytu. Utrwalam te wyjątkowe osoby na zdjęciach, nie tylko dlatego, że są osobliwe czy fascynują. Odnajduję w tym coś o wiele istotniejszego, coś co nie jest już raportem o materialnym ubóstwie. Żebracy wielkich metropolii stali się dla mnie ikonami duchowej nędzy naszych czasów. Widzę w tych obrazach symbol zbiorowej bezradności.
Jakiś czas temu poznałem opowieść, która mnie zainteresowała. Angielski kompozytor Gavin Bryars będąc w 1971 roku w przejściu londyńskiego metra usłyszał śpiewającego włóczęgę. Powtarzający się fragment brzmiał jak mantra: Krew Jezusa nigdy mnie jeszcze nie zawiodła/ nigdy mnie jeszcze nie zawiodła/ Krew Jezusa nigdy mnie jeszcze nie zawiodła/ Wiem jedną rzecz, że on mnie bardzo kocha. Ochrypły głos zaintrygował muzyka. Niezwykłe nagranie śpiewającego włóczęgi pojawiło się później na jego kilku płytach. Z powtarzającej się sekwencji skomponował cały utwór. Co kompozytor odnalazł w powtarzających się słowach modlitwy? Co usłyszał? Co zrozumiał? Doświadczam tego zrozumienia, gdy fotografuję żebraków.
Jacek Soliński
TOPOS 3(148)2016
Stanisław Dłuski
Urodził się w 1962 roku w Jaśle. Poeta, krytyk literacki, wykładowca w Uniwersytecie Rzeszowskim. Współzałożyciel i były red. nacz. „Frazy” i „Nowej Okolicy Poetów”. Publikował m. in. w „Akcencie”, „Kresach”, „Kulturze” paryskiej, „Periphery” (USA), „Przeglądzie Powszechnym”,
„Tygodniku Powszechnym” „Więzi”, „Zeszytach Literackich”. Wydał siedem książek poetyckich, m. in. „Dom i świat”, „Samotny zielony krawat”, „Lamentacje syna ziemi”, „Szczęśliwie powieszony”, monografię „Egzystencja i metafizyka. O poezji Anny Kamieńskiej” (2002) oraz tom studiów „Umarł Tyrteusz, niech żyje Orfeusz! Idee-wartości-poezja” (2014). Tłumaczony na język angielski, czeski, francuski, rosyjski, serbski, ukraiński, włoski. Otrzymał wyróżnienie im. Kazimiery Iłakowiczówny za najlepszy debiut (tomik „Stary dom”), Nagrodę Literacką Miasta Rzeszowa, Nagrodę Zarządu Województwa Podkarpackiego oraz prywatną nagrodę Marcina Świetlickiego.
Jacek Soliński
Urodzony w 1957 r. w Bydgoszczy. Grafik, malarz, publicysta, fotograf, wydawca. Od 1979 r. prowadzi, wspólnie z Janem Kają, Galerię Autorską w Bydgoszczy oraz wydawnictwo. W latach 80. realizował projekty konceptualne i opublikował własnym sumptem, w technice linorytu, trzy książki unikatowe oraz pięć tomików prozy. Autor kilkudziesięciu wystaw indywidualnych. Dokumentacja działalności Galerii Autorskiej i dokonania jej twórców eksponowane były w różnych ośrodkach w kraju: Bydgoszcz, Gdańsk, Sopot, Toruń, Warszawa, Łódź, Kraków, Lublin, zagranicą: Paryż, Rzym, Pradze, Tokio i Edynburgu. Od 1986r. realizuje w Galerii Autorskiej swoją coroczną urodzinową wystawę linorytów. Wydał kilkadziesiąt własnych publikacji, w których łączy grafikę z epigramami, modlitwami, poezją i prozą. Zrealizował wiele cykli linorytów, cykl malarski 366 aniołów „Opiekunowie czasu” oraz trzy cykle fotografii o tematyce żebraczej. Jest autorem dwóch książek: „Powtarzalność i spełnienie, zapiski rytownika I” (2023) i „Zadziwienie (chwile bliższe i dalsze), Zapiski rytownika II” (2023). Otrzymał m.in.: Medal za Twórczy Wkład w Kulturę Chrześcijańską (2002). Medal Prezydenta Miasta za szczególne zasługi dla Bydgoszczy (2004 i 2014), Bydgoską Nagrodę Strzały Łuczniczki za wydanie Książki Roku (2005, 2007, 2009 i 2011) oraz za książkę prozatorską (2023), Nagrodę Ryszarda Milczewskiego-Bruno „Gaśnica terenowa” (2007) odznakę honorową „Zasłużony dla kultury Polskiej” (2015), Nagrodę Artystyczną Prezydenta Miasta Bydgoszczy (2018), MEDAL 100 – LECIA ODZYSKANIA NIEPODLEGŁOSCI (2018) oraz Brązowy Medal „Zasłużony Kulturze Gloria Artis” (2019) oraz Medal Kazimierza Wielkiego (2023).