Jerzy Fryckowski – poezja
RWANIE GŁOGU
To kolejna próba uleczenia naszych serc
bo jesteśmy chorzy na siebie od wielu wielu lat
nalewka z głogu ma przywrócić krążenie w jesienne wieczory
krążenie wokół siebie i stołu
stołu tak często uzbrojonego w dwanaście potraw
gdy po raz kolejny wypłyniemy za pełnią księżyca zachłannego na pasterkę
w nasze lata zabiegane na śmierć
podstępnie zakłute sztyletem twojego brzucha
Za plecami potężnie wyrósł las pełen zaimków
których nie umiemy się pozbyć dla lepszej melodii wiersza
przeżyliśmy tak wiele kukułek które nie były nam łaskawe swoją wróżbą
zaczynamy ufać dzięciołom chociaż słuch coraz gorszy
i słowo kocham nie dociera na czas
zaczyna przychodzić kilka godzin po obiedzie
tygodniami spóźnia się na urodziny
zapomina o rocznicach ślubu
Odchodzisz ode mnie jak na drugą zmianę
pewna że będę oddychał jak wrócisz
nie odwracasz już głowy jak kiedyś na kolejowych peronach
nie machasz chusteczką z wyszytymi imionami naszych dzieci
Głóg broni się kolcami przed perfekcją dłoni
które zdobywały nieośnieżone szczyty piersi
a każdy palec ssany z osobna uczył pokory i oddania
I podobnie jak z naszym psem
rozstajemy się tylko na odległość smyczy
* * *
Już nie umiem bez ciebie oddychać powietrzem.
Budzić się rano z lękiem, że nie boli wcale.
Popatrzeć ostatni raz, nim śmierć w pył nas zetrze
i zlizać z twoich pleców słonych łez korale.
Już nie umiem bez ciebie wiązać końca z końcem.
Ukroić kromki chleba. Zagotować wody.
Obok ciebie mogę iść z motyką na słońce.
Usuwasz mi źdźbła z włosów. Spod stóp ciężkie kłody.
Lecz tam gdzie się wybieram, muszę iść bez ciebie.
Powinien nam wystarczyć błysk muśnięcia dłoni.
Pierwszy raz cię zostawię, gdy będziesz w potrzebie.
I jestem tego pewien. Kiedyś mnie dogonisz.
* * *
Kusisz mnie aktem Fridy
potęgujesz prowokację węża dwoma owocami
z których skórka dawno obrana językiem Diego Rivery
paradoksalnie zabierasz oddech uwalniając z uścisku krtań
wędrujesz niżej
między moimi udami szukasz osikowego ostrza
na lękliwe sny
Zabierasz ślinę bym stracił drogę powrotu
chcesz zamienić naszą łąkę w północne zmierzchy
i chłód martwych ciał ze skandynawskich kryminałów
wieszasz jak pajęczyny w oknach ledwo odzyskanej wolności
Kiedy świt przestaje krwawić księżycem
ocierasz się o mnie jak kot
oboje zaczynamy świecić
* * *
Nie jadłaś jabłek z mojej ręki
nigdy nie interesowała cię ta odrobina goryczy
schowana pod brązową otoczką
a mająca starczyć grubo na ponad sto lat
wrzucałaś je dziesiątkami do wanny
a potem naga jak zimowa gałąź wchodziłaś do wody
wiedząc że zakwitniesz przed kwietniem
ciało najpierw wchłonie balsam i tę odrobinę cynamonu
wspomnienie nigdy niewykupionych wakacji
potem jak w chłodzie kostnicy wilgoć zniknie
w bieli prześcieradła i zaśnie w wielkim lustrze
które kupiłaś w IKEI
uwiedziona reklamą przed ulubionym serialem
* * *
Nie noszę ze sobą parasola
przed deszczem chowam się w twoim brzuchu
przybieram pozycję embrionalną
i ssę palec
Gdy zaczyna grzmieć
widzę pioruny w twoich oczachi oddycham ozonem
zaczynasz pachnieć i smakować
śródziemnym morzem gdzie w ciepłych krajach
chłodziłem rozpalone czoło atramentem
nacierałaś mnie balsamemprzed każdym wypłynięciem za boję
po powrocie lizałem twój pępek
językiem pełnym soli krystalizującej sięw postać chłopczyka
któremu w Brukseli codziennie zmieniają ubranko
biodra jak wielkie słuchawki obejmowały moją głowę
w małżowinach zamiast morza szumiała twoja krew
przetaczana atomowym sercem matki
w okolicach południa młodzi handlarze o opalonych torsach
sprzedawali gotowane kolby kukurydzy
słodkie bułki z jagodami
najnowszą płytę Pink Floydów
EROTYK ŚWIEBODZIŃSKI
Ty pierwsza pokazałaś mi Chrystusa był z waty szklanej
w złotej koronie przemycał nadajniki GPS
i anteny operatorów którzy nie chcieli zrezygnować z roamingu
pielgrzymki okrążały go na kolanach bo łatał pajęcze dusze
wskrzeszał umarłych z miłości przywracał wzrok oślepłym z zachwytu
W jego długim cieniu robiliśmy zakupy na naszą ostatnią wieczerzę
wołowina cebula kiszony ogórek kilka jajek
Czuwałaś nad moim wzruszeniem pozwalając kroić cebulę
robiłem to tak niezręcznie jak ty nieporadnie zamieniałaś wodę w wino
nawet nie było chłodno bo zepsuła się maszyna do kruszenia lodu
Kiedy wyjeżdżaliśmy z miasta
Chrystus pierwszy odwrócił się do mnie Pleca
* * *
Rozbijamy kolana o pierwszą gwiazdę
krew jest daleko jak ołtarz i przebaczenie
stół łamiemy na pół między rodzinę a dobę hotelową
opłatek cienki jak miłość i zaufanie
piszę kredą na drzwiach K M B
wyję do księżyca i pustej skrzynki na listy
karp ciągle milczy i nie wyda kto uderzył go młotkiem
a kto odciął oddech wyrzucając na brzeg wanny
łamiemy się opłatkiem przy stole szwedzkim
bo wszystko było w biegu i ze sklepu JYSK
jest jeszcze choinka z zieloną igłą
i pętlą lampek zaciskająca się na gardle
w którym popycham nieprzełknięty opłatek barszczem
co stygnie tak szybko jak spóźnione prezenty
za oknem gaśnie pierwsza z gwiazd
WZRUSZENIE
* * *
Jawisz mi się funeralnie
świadomie zapominasz o czerwieni sukienki
która uwydatniała Twoje piersi kiedy oddychałaś wywiadem
tylko to miałaś do ukrycia?
chciałaś mnie zmylić aktami uwięzionymi w drewnie sztalug
tam przerwana wędrówka kornika drukarza
zostawia mnie na rozdrożu
miałem pójść w ulice gdzie dziwki narzucają się w deszcz
a słońce wschodzi we włączonych telewizorach
których od dawna nie gasi hymn o północy
Na pobliskich murach znów malują kotwice
i straszą ptaki podkutymi butami
Mój pies zaczyna wyć
a to tylko sylwestrowe fajerwerki
kiedy nadejdą Trzej Królowie
nauczę go zlizywać krew z kocich łbów
tędy przecież uciekniesz w czerwonej sukience
przed tragarzami wolności
ZARANEK
Doczołgać się palcami
gdzie pielęgnujesz krzyk pierworodnego
językiem zaczerpnąć wilgoci
nabrać jej w menażkę na ostatnią drogę
i finką bronić
jak ostatniego bastionu
Być gotowym
na wszelkie wygnania i zapominanie imion
na wybieranie płci
gdy USG myliło się jak władza
jeszcze raz trafić do ciebie z zawiązanymi oczyma
gdy tylko dłonie wyciągnięte przed siebie
i język jak u węża czuły na podczerwień
mieć tę pewność że nie strzelisz
nie doniesiesz
nie wystawisz na cel plutonu egzekucyjnego
pozwolisz przed krzykiem pierwszych ptaków
przystąpić na kolanach
(…) poezji Jerzego Fryckowskiego cechuje wzruszająca miłosna i erotyczna metaforyka pozbawiona dosłowności, doskonale zsynchronizowana z głównym tematem. Dojmujące uczucie przemijalności doznań, nietrwałości istnienia, pustki i samotności potrafi opisać językiem pozbawionym patosu, włączając realia czasu w poetycki wymiar (…). Nie nazywa wprost, poetycko opisuje zdarzenia, które poruszają wyobraźnię czytelnika, wywołują wzruszenia i emocje. (…)
Życiowy śmietnik, bagaż niespełnionych zobowiązań, przeszłych zdarzeń niesiemy ze sobą jak relikwie, a wszystko staje się bezużyteczne wobec pustki uczynionej śmiercią. Samotni, pamięć i tęsknotę czynimy jedynymi śladami istnienia. Tylko poezja jest zdolna przenieść uczucia, zapisać, zapamiętać ich piękno i ukoić tęsknotę. „Z tęsknoty pisze się wiersze/ z bolesnej/ drążącej śpiewny owoc ciała” - pisała Halina Poświatowska.
Czas i przestrzeń poeta wypełnia realiami i rekwizytami, teatralizuje sytuacje, dzięki temu uzyskuje emocjonalny dystans. (…)
Wiersze Fryckowskiego, poety świadomego barwy i znaczeń słowa, uwodzą pięknymi metaforami, realność zyskuje poetycki wymiar, sytuacje liryczne wkraczają w transcendentalny wymiar:
„Wbiegam na peron naszych wszystkich powitań
megafony po raz pierwszy
zapowiedziały spóźnienie o lata świetlne”
(Nie umiem przestać Cię kochać)
(…) Zgadzam się w tym miejscu z opinią Jerzego Zimnego, który w recenzji „Włócznia Fryckowskiego” napisał „Nie jest to poezja jakichkolwiek matryc, to jest osobowość, żeby nie powiedzieć osobliwość językowa rzadko spotykana. Powtórka "Chwil siwienia"? Nie. To skok do przodu w doskonałość składniową i metaforyczną, ale w wymiarze osobnym, nie do naśladowania.”
Kontekst motywów literackich możliwy do odszukania w „Niebieskiej” wzbogaca przyjemność czytania przejmujących szczerością wierszy. Jerzy Fryckowski, autor kilkunastu poetyckich tomów, pozostał wierny językowej powściągliwości, a znak osobowości poetyckiej jest w „Niebieskiej” bardzo wyraźny w doborze leksyki szorstkiej i chropowatej, metaforyki zaskakującej, wieloznacznej, kontekstowej, doborze tematów, zawsze osadzonych w społecznym i historycznym sztafażu. (…)
Czesława Długoszek
Kazimierz Drejas – obrazy
(...) Kazimierz Drejas zaczął swoją drogę twórczą od malarstwa materii w formach biologicznych zanurzonych w ciemnych, nie do końca określonych przestrzeniach (...)
Od połowy lat sześćdziesiątych kontynuuje trzy wielkie malarskie tematy: figuratywność (z uwzględnieniem portretu), pejzaż i martwą naturę (...)
(...) Pod powierzchnią pozornie prostych realizacji odnajdujemy cienie wielkich mistrzów.
Harmonię barw, rzetelną kompozycję i perfekcję wykonawczą. Obrazy Drejasa od pierwszego kontaktu olśniewają bogactwem wyciszonego koloru, kunsztownymi harmoniami, zaskakującym rozłożeniem światła oraz wyrazistą tożsamością malarskich przestrzeni.
(...) Wystawa indywidualna z 1972 roku prezentowana w bydgoskim BWA zapoczątkowała wieloletnią, trwającą do dziś fascynację Człowiekiem (...)
(...) Drejas rozpatruje człowieka najpierw w kontekście codzienności, w ujęciu kontemplacyjno-refleksyjnym, by po paru latach zainteresować się dualizmem jego natury. Konflikty w obrębie jednego człowieka stanowią istotę dociekań serii obrazów. Rezultaty dociekań pomieścił w dwóch cyklach: „Przy stole” i „Na temat kobiety”. Cykle te dopełniają się nawzajem, tworząc ważną usystematyzowaną całość (...)
(...) Światło, kolor, głębia emanująca z jego płócien są wyrazem posiadania indywidualnego Świata. To dużo, to bardzo dużo.
Łukasz Płotkowski
Jerzy Frycowski
Urodzony 16 lutego 1957 r. w Gorzowie Wielkopolskim, polski poeta, krytyk literacki, dziennikarz, redaktor, zajmuje się także teatrem i twórczością satyryczną (m.in. Król Łgarzy w Bogatyni 1991). Pracuje jako nauczyciel-polonista w Dębnicy Kaszubskiej koło Słupska. Jego wiersze znajdują się w ponad 390 almanachach i antologiach, tłumaczony na angielski, niemiecki, francuski, hindi, litewski, czeski, serbski, słoweński, węgierski, ukraiński, rosyjski, esperanto, grecki i hiszpański. Publikował w ponad 100 czasopismach literackich i społecznych. Laureat wielu prestiżowych konkursów literackich oraz Nagrody im. Juliusza Słowackiego za całokształt twórczości. Opublikował ponad dwadzieścia tomów wierszy ostatnio Dokonało się (Szczecin 2021).
Kazimierz Drejas
Urodzony w 1937 w Bydgoszczy. Studiował w latach 1957 – 1961 na Wydziale Sztuk Pięknych UMK w Toruniu i ASP w Krakowie, w pracowniach prof. Jerzego Fedkowicza, prof. Emila Krchy i prof. Wacława Taranczewskiego. Członek ZPAP od 1965. Miał 36 wystawy indywidualne. Brał udział w 91 wystawach plastyki bydgoskiej i w 84 wystawach ogólnopolskich i międzynarodowych, w tym w 14 Festiwalach Polskiego Malarstwa Współczesnego w Szczecinie. Uczestniczył w 24 wystawach zagranicznych m.in. w wystawie 50 współczesnych malarzy polskich w Paryżu w 1975, w wystawie Polnische Kunstler Heute w Landau w 1983, w wystawie Realizm-Metafora-Geometria w Wiedniu w 1987. W 2005 r. nakładem Galerii Autorskiej J. Kaji i J. Solińskiego został wydany jej album monograficzny pt. „Dwoistość i jedność”. W grudniu 2018 r. zdobył II nagrodę na V Międzynarodowym Biennale Obrazu „Quadro-Art” Łódź 2018.