Bartłomiej Siwiec – poezja
Słoneczniki
Wracałem kiedyś z turnieju szachowego.
W głowie miałem ataki, obrony, maty,
paty, zugzwangi, nagłe uderzenia
i zapalenie krtani od nadmiaru wrażeń.
Na korytarzu namiętnie paliłem
papierosa. Właśnie pociąg przejeżdżał
przez pole, a słoneczniki wystawiały głowy,
gdybym wyłuskał jeden punkt więcej…
Nagłe hamowanie, słyszę krzyki od strony
roślin, a tam niewielki przejazd
i mały fiat wpadł we wnyki żelaznej maszyny,
która pociągnęła go ze sobą.
W samochodzie rozgniecione młode
kolby, mało oleju mieli w głowach.
Jeden z nich jeszcze znaki dawał –
tak strażak nam zeznawał.
Powierzył mi zadanie:
miałem świecić wielką lampą
w źrenice tamtego, a oni przebijali się
przez blachę w zębach chrzęścił piasek.
Mógłbym spokojnie wysysać zdrowe nasiona,
mielić i wypluwać, ale stałem zgięty w pałąk
na posterunku z lampą skierowaną na oczy,
z których wypływały resztki życia.
Później czytałem w gazecie
lakoniczną notatkę: „Na niestrzeżonym
przejeździe samochód wjechał pod pociąg
3 młode łodygi i znaczne opóźnienia”.
Nic o moim rannym i o tym, że tamte okazy
wybite z monotonii pracowicie
przebijały swe długie szyje przez tę stertę
żelastwa. Ciekawskie słoneczniki.
Garde
Czas jest elementem gry – powiedział trener
kto przegrywa na czas
w ogóle nie powinien grać w szachy,
rozumiesz? Dlatego unikaj niedoczasów.
Czas jest elementem gry – powtarzałem.
To o co gramy, o co toczy się walka?
Zegar szachowy równomiernie tykał
Garde.
Ile lat wsłuchiwałem się w jego melodię,
która wydaje mi się bliższa niż bicie
serca?
Czas jest elementem gry – myślałem
w przerwie treningu i bezmyślnie
odbijałem piłkę od ściany.
Czas – nie demonizujmy go,
najważniejsza jest pozycja – po latach
powiedział inny trener.
Czas na mnie – dorzucił,
musisz radzić sobie
sam.
W lesie
Dziadek mówił szeptem:
„Nie gadaj tyle, grzyby boją się słów,
one odbijają się o korę
i wpadają w miękką ściółkę,
gdy słyszą głosy, pierzchają,
chowają głowy w kapelusze
zakrywają liśćmi swoje intymne
pierścienie, bulwy i zarodniki,
chodźmy cicho po mchu,
w pogotowiu trzymajmy ostre noże,
musimy wyciąć, a nawet opleść je
tajemną pajęczyną milczenia.
Znowu gadasz widzisz, tam stał kozak, czyli
koźlarz czerwony, kiedyś nazywaliśmy go
krasnoarmiejcem, ale przez ciebie się schował,
a tam pod brzózką widzisz, gdybyś siedział cicho,
mielibyśmy już cały koszyk borowików”.
W głębokim śnie usłyszałem głos dziadka
niosło go leśne echo, a on ukrył się
w wydrążonym pniu
i czekał, aż oplotła go
miodowożółta kolonia opieniek.
Domysły na temat Ruxa
Co się stało z Ruxem, czy na pewno umarł?
czasem dobrze bywa śmierć upozorować.
We wraku spalonego wozu znaleziono ciało,
opodal paszport na jego nazwisko.
Zwłoki zwęglone doszczętnie, dokument
miał więcej szczęścia cudownie ocalał.
Zostać uznanym za zmarłego i żyć dalej,
to oznacza być poza zasięgiem organów ścigania.
Ponoć osiadł w Argentynie, tam było
bezpiecznie, czasami kąpał się w oceanie.
Zaprzyjaźnił się z prezydentem państwa
albo w Chile był mentorem samego Pinocheta.
Lubił wino, dorobił się nawet małej winnicy,
na miejscowych chłopów zawsze patrzył z góry.
Pracowników nie bił, czasami po alkoholu
głośno wypowiadał niemieckie przekleństwa.
Jego cierpkie słowa padały na żyzną glebę,
z której winorośl łagodnie pięła się ku górze.
* * *
Poeta ceni sobie rozbudowaną fabułę. Lubi opowiadać. Jego historie są czytelne i plastyczne. Przywołam dość makabryczne „Słoneczniki”, w których prawdziwy dramat przeplata symbolika i wyobraźnia. Warto przeczytać. Ale autora interesuje też odleglejszy plan. Jest w tym zbiorze garść wierszy dotykających czasów minionych, okresu wojny i okupacji. Tutaj bohaterami są ludzie o reputacji szemranej, uwikłani w absurdy wojny albo po prostu zwykli bandyci w mundurach. Autora fascynują ich losy, moralne drogowskazy, wreszcie motywy poczynań. To historie tym ciekawsze, że pozbawione naocznych świadków, oparte wyłącznie na dokumentach. Pełne niedomówień, domysłów, znaków zapytania, tajemnic. Autor porusza się zgrabnie w tym zmurszałym labiryncie.
Ludwik Filip Czech
Najnowszy tomik poetycki Bartłomieja Siwca rozpoczyna się mocnym uderzeniem. Inicjalny utwór pod tytułem Notatki z wyścigu szczurów to przewrotnie napisany poradnik liryczny będący rzecz jasna trafną diagnozą i krytyką współczesnych relacji społecznych. Znakomite operowanie ironią jeszcze bardziej uderza w nakreślone postawy i zachowania. W otwierającym tomik wierszu dostrzeżemy pewne podobieństwo do Przesłania Pana Cogito Zbigniewa Herberta, co pokazuje, że walka o prawdziwe idee i wartości jest aktualna w każdym czasie. Bartłomiej Siwiec okazuje się bacznym obserwatorem wydarzeń, a obecna w jego liryce funkcja moralizatorska przeszywa rzeczywistość starannie dobranymi zwrotami. Rozważania nad ludzką naturą stanowią tematyczną dominantę zbioru, dzięki czemu wymiar psychologiczny znacząco wybija się w odbiorze.
Poeta z charakterystyczną sobie alegoryzacją dotyka niełatwych tematów, umiejętnie stosuje różne perspektywy, dając czytelnikowi interesującą propozycję przeskoków między konwencjami literackimi. Zastosowany np. w utworze Refleksje żuka gnojarza paradygmat twórczy przypomina bajki Ignacego Krasickiego. Do namysłu nad kruchością życia zmusza historia opisana w wierszu Słoneczniki, w którym tytułowe rośliny stają się spersonifikowanymi świadkami wypadku. „Ciekawskie słoneczniki” - pointuje autor, jakby symbolicznie chciał zwrócić uwagę na rolę podmiotu poznającego jako takiego, na jego dociekliwość egzystencjalną i - nazwijmy to - metafizyczne zapatrzenie. Poprzez tę lirykę zostajemy wybici z monotonii jak słoneczniki z wiersza.
Tomasz Pyzik
Konfesyjność, wspomnianą przeze mnie na początku, zrównoważył autor sporą liczbą tekstów wpisujących się w model liryki roli lub liryki maski; gdyby nie ciąg wysoce cielesnych sugestii składający się na monolog, który słyszymy w wierszu Rozwiązła książka, można by ten tekst przywoływać dydaktycznie jako model liryki pośredniej. Użycie podobnej konwencji ilustrują historiozoficzno-alegoryczne Stalinowskie koty. Bo że Siwiec bezbłędnie umie wykorzystać zastane, wykreowane bądź wyśnione (Tajemnicza pani) sytuacje – wiadomo od dawna.
A że pesymizm? Cóż, bywa on niekiedy sposobem myślenia dobrze poinformowanych realistów. Tekstowe „ja” Bartłomieja Siwca odczuwa coraz ściślejszy z nimi związek.
Piotr Wiktor Lorkowski
Jerzy Zegarliński – fotografia
Uwaga fotograf!
Primo, czyli ironia
Przeglądam fotografie Jerzego Zegarlińskiego i nie mam żadnej wątpliwości: mamy do czynienia z twórcą nad wyraz ironicznym. Sam pojawia się na planie rzadko, ale żeby właśnie ową ironię wzmocnić, na jednej z fotografii usadowił się tuż obok znaku, opatrzonego napisem: „uwaga fotograf”. Od tego właśnie można zacząć. Uwaga fotograf, nadchodzi Jerzy Zegarliński.
Jego wyraz twarzy, lekkie zamyślenie, palec uniesiony wskazuje znak. Zdawałoby się, że mówi: „Panie i Panowie: to właśnie ja”. A przecież częściej spotkać można inny rodzaj znaku: „zakaz fotografowania”, szczególnie popularny przy obiektach wojskowych. Co tam zresztą wojsko. Z niego również nasz ironiczny autor się podśmiechiwał. Na jednym ze zdjęć mały, zapewne plastykowy żołnierzyk z amerykańską flagą, mierzy ze swojego malutkiego pistoleciku w stronę ludzi, a raczej dokładnie, w ich nogi i jest przy nich taki malutki, nie dorasta im nawet do pięt. Przypomina się trochę Tuwimowski, bajkowy Pan Maluśkiewicz, który koniecznie chciał ujrzeć wieloryba. Jak to powie poeta: „Tyciutki jak ziarno kawy, A oprócz tego podróżnik, A oprócz tego ciekawy”.
Secundo, czyli podróżnik
Można by chyba rzec, że każdy fotograf musi się przemieszczać, być w ruchu, stagnacja źle tej profesji służy. Jako, że Pan Maluśkiewicz miał w ręku amerykańską flagę podejrzewam, że Zegarliński niektóre zdjęcia zrobił za oceanem. Widzimy drapacze chmur, chińskiego sprzedawcę z punktu sprzedaży prasy, zawody futbolu amerykańskiego. Ma się zresztą wrażenie, że każda chwila przynosi autorowi nowe pomysły i oczywiście nowe ujęcia. Właściwie można by się zastanowić, jak następuje selekcja, jakie obrazy wydają się dla twórcy ważne i ważkie, a jakie w procesie twórczym odrzuca. Wydaje mi się, że kluczem do odpowiedzi może być jedno słowo, słowo klucz, a mianowicie: koncentracja. Od niej w znacznym stopniu zależy, czy dzieło spełnia wyśrubowane przez twórcę kryteria, czy też należy je odrzucić i nie zawracać sobie nim więcej głowy.
Oczywiście właśnie w podróży, w nowych miejscach, koncentracja jest jak najbardziej wskazana. Mam wrażenie, że Zegarliński z drogi uczynił jeden z lejtmotywów swojej twórczości. Droga ta bywa nietypowa, jak choćby ujęcie z dołu drapacza chmur, który wije się w stronę nieba, albo taka zwykła jaką widzimy na co dzień, piaskowa, otoczona śniegiem, wskazująca na obecność pod ziemią i dokładnie w tym miejscu przebiegających rur ciepłowniczych, albo taka pośród traw, zapewne wycięta z jakiegoś parku, wijąca się ku wzniesieniu. Metaforą drogi, takiej którą człowiek codziennie musi pokonać do pracy, szkoły, sklepu może być mural z niebieskim rowerem, który wkomponowany jest w żółte, lekko już odrapane tło.
Tertio, czyli zderzenie światów
Sam o swojej twórczości powie: „Niczego nie chcę udowodnić, niczego kształtować czy zbawiać kogokolwiek. Zatrzymać efemeryczny kształt, umykającą chwilę – to jest najważniejsze”. Z tego też jasno wynika, że twórca przede wszystkim czuje się dokumentalistą, wychwytuje ciekawe niuanse wciąż zmieniającej się rzeczywistości. To zaś powoduje, że twórczość jego jest niejednoznaczna, obfitująca w ciekawe skojarzenia, pełna kontrastów i co ważne: kontekstów. Można by chyba rzec, że robiąc zdjęcie wysyła sygnał: „tu się coś ciekawego dzieje, ale interpretacja należy do ciebie”.
Mam wrażenie, że ważne w tej twórczości jest zderzanie światów, starego z nowym, cywilizacji z zacofaniem, gdzie kolor skóry, wygląd, a nawet ubiór ma znaczenie. Przykłady: Dwie kobiety siedzą na ławce, jedna biała a druga czarnoskóra. Białą symbolizuje uschnięty obok krzak, a tę drugą, krzak pełni żywotności, zielony. Na innej fotografii, tłok na ulicy. Odchodzą od nas ludzie w stroju ludowym, a idą w naszą stronę ubrani w jeansy.
Dziwny jest w końcu ten nasz świat, tak krańcowo różny, gdzie nowe miesza się ze starym, tradycja z nowoczesnością, rasy, religie, kultury. Przepuszczony jednak przez ironiczne sito Jerzego Zegarlińskiego, nic nie traci ze swego uroku, a nawet wydaje się jakiś taki sympatyczny, żeby nie powiedzieć ciepły. Pozory mogą mylić, ale takie pozostaje wrażenie.
Bartłomiej Siwiec
Jerzy Zegarliński
Urodzony w 1949 r. w Gliwicach, ukończył Uniwersytet Wrocławski z dyplomem archeologa. Uprawia pw. fotografię kolorową, niestudyjną. Szczególny okres aktywności twórczej przypadł na czas kilkuletniego pobytu (w latach 80.) w Stanach Zjednoczonych. Jest autorem ponad 20 wystaw indywidualnych, uczestniczył w wielu wystawach zbiorowych w Polsce, oraz m.in. w: Hiszpanii, Serbii, Danii, USA, Austrii i Słowenii. Kurator przedsięwzięć i wystaw fotograficznych. Od początku lat 90. współpracuje z Galerią Autorską Jana Kaji i Jacka Solińskiego. Jest pomysłodawcą i współorganizatorem Przeglądów Fotografii Bydgoskiej (1995–2004). Od 2002 r. prowadzi firmę impresaryjno-artystyczną „Agencja Zegart” zajmującą się organizacją wystaw i innych przedsięwzięć z zakresu fotografii, malarstwa i innych dziedzin sztuk wizualnych. W ramach tej działalności prezentuje w Polsce i kilku krajach europejskich dzieła wielu wybitnych polskich twórców oraz sprowadza do naszego kraju wystawy, m.in. z: Wielkiej Brytanii, Hiszpanii i Rosji.
Bartłomiej Siwiec
Urodzony w 1975 r. w Bydgoszczy – prozaik, poeta, dramatopisarz, krytyk literacki. Ukończył politologię ze specjalizacją dziennikarską na WSP w Bydgoszczy i studia podyplomowe z zakresu archiwistyki na UMK w Toruniu. Autor czterech powieści Zbrodnia, miłość, przeznaczenie, Autodestrukcja, Przypadek Pana Paradoksa, 16 schodów, zbioru opowiadań Wszyscy byli umoczeni, zbiorów wierszy Instrukcja zabicia ptaka, Matka i róża, Przepompownia, Domysły na temat Ruxa, Samotny mężczyzna spokojnie konsumuje fasolkę Heinza i kilku dramatów: 64 pozycje z życia szachisty, Wyszła z domu, Skóry. Jego wiersze, szkice i recenzje były drukowane na łamach „Toposu”, „Tekstualiów”, „Elewatora”, „Okolicy Poetów”, „Akantu”, „Gazety Kulturalnej”, „Bydgoskiego Informatora Kulturalnego”. Laureat nagrody Strzała Łuczniczki za najlepszą bydgoską książkę roku – poezja (2020 i 2022). Od 2023 r. pełni funkcję prezesa zarządu Bydgoskiego Oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.