23.05.2021

autorska.pl

ŻYCIE W UKRYCIU – odsłona 59, Hanna Strychalska, Włodzimierz Bykowski

Hanna Strychalska – publicystyka kulturalna

Zobaczyłam przed sobą dojrzałego, szczupłego mężczyznę, prawdziwie słusznego wzrostu. Zachowywał się i wyglądał dość swobodnie, ale elegancko, z odrobiną artystycznej nonszalancji. Mówił płynnie i naturalnie, tak jakby głębokimi przemyśleniami, przetwarzanymi na słowa, oddychał. Można by odnieść wrażenie, że opowiadanie o pisaniu, inspiracjach literackich i fascynacjach historycznych, stanowi jego codzienność. Od czasu do czasu, tok wypowiedzi ożywiał jaskrawo potocznym sformułowaniem. Dla mnie, w powstającym w trakcie spotkania „wizerunku pisarza” było „coś amerykańskiego”, do czego w podobnych okolicznościach nie przywykłam, ale co z uśmiechem, zaakceptowałam. A równocześnie, było „coś” zupełnie innego. Szczupła, bardzo charakterystyczna twarz i dłonie, których gestykulacja służyła podkreśleniu wagi pewnych wypowiedzi, przywodziły mi na myśl postacie znane z polskich, XIX-wiecznych, często psychologicznych, portretów, stworzonych w znakomitym gronie „polskiej szkoły malarstwa”, którą bardzo dobrze reprezentują dzieła Józefa Simmlera i Henryka Rodakowskiego.

(…) Najważniejsze jest pisanie książek. Nic nie jest tak ekscytujące, żaden romans, ani żadna podróż – jeśli dobrze zapamiętałam słowa pisarza. A czym jest pisanie, według Eustachego Rylskiego? To w równym stopniu „wchodzenie w głąb siebie” i czerpanie z rzeczywistości, w wyniku czego powstaje rzeczywistość literacka powieści. Nie, nie jest to powieść historyczna, raczej obyczajowa, z historią w tle. To kampania napoleońska w Rosji, w 1812 roku (Warunek, Świat Książki, Warszawa 2005, nominacja do literackich nagród „Nike” i „Angelus”). To także, rosyjska wojna domowa z 1917 roku (Stankiewicz, Powrót, PIW, Warszawa, 1984) oraz Rosja w okresie „pierestrojki”, na początku lat 90-tych ubiegłego wieku (Człowiek w cieniu, Świat Książki, Warszawa 2004, Nagroda Literacka im. Józefa Mackiewicza). Jest to najczęściej, dalekie lub bliskie, spojrzenie wstecz. Warto zauważyć, że nawet „dopiero co miniona współczesność”, poprzez znaczące szczegóły, zostaje włączona w ciąg historii.

Nie można również, oprzeć się wrażeniu powracania przez Rylskiego do trudnych, barwnie i wnikliwie opisanych, relacji polsko-rosyjskich. W tym wzajemnym zmaganiu się, trwającym poprzez pokolenia, jest pokrewieństwo dusz, mentalności oraz tragiczne podobieństwo losów zwyczajnych ludzi. Przypomina się więc, odważny Mickiewiczowski manifest Do przyjaciół Moskali (1832). A po chwili myśl Nikity Michałkowa, wyrażona przy okazji realizacji filmu Persona non grata (2005), Krzysztofa Zanussiego. Z polsko-rosyjskimi relacjami jest, jak z walizką bez rączki. Używać nie można, a wyrzucić – żal.

(…) Tło historyczne powieści Rylskiego jest bogate i rzetelne, związane z faktami, a także z prawdopodobieństwem zdarzeń, co w oczywisty sposób świadczy o znajomości odtwarzanej epoki. Najważniejsi są jednak literaccy bohaterowie. Od antycznego dramatu po XIX-wieczną powieść realistyczną, jak również i tu, w powieściach Rylskiego, wyraziście zawiązują główne wątki narracji, a ich losy i przekonywująca charakterystyka, współtworzą atmosferę utworu. To postacie określone od najmniejszego szczegółu po pełnię życia. Opisane tak, aby zaistnieć przed nami zdecydowanie osobno. Aby starły się poglądy i racje. Aby się do siebie zbliżyć i oddalić. Czasem zostać pochłoniętym, wraz z całym swoim światem, przez wojnę, rewolucję, przemiany. W tym objawia się, cały czas obecne we wszechświecie, fatum, wobec którego człowiek jest zupełnie bezbronny. Jednakże w istniejącej przecież, ale nie zarysowanej dokładnie, przestrzeni ludzkiego wyboru – tu gdzie jest miejsce na zmaganie z samym sobą – bohater Rylskiego musi, będąc wewnętrznie dojrzały i wierny własnym przekonaniom, stanąć po określonej stornie i zrobić to, co dyktuje mu honor i serce. Siła woli, wiara w słuszność określonych działań, nawet przegranych, pozwala mu znieść okrucieństwo walki, tułaczkę, śmierć bliskich, nędzę i głód. W tej nawałnicy zdarzeń – gdy nie wiadomo z kim przyjdzie walczyć, a z kim choćby na krótko zbratać się – najważniejsza, w końcu, zdaje się być próba wytrwania na swojej stanicy ideałów, godności i... ludzkich uczuć.

– Co by Pan powiedział, gdyby ktoś – zważywszy na wartości, jakimi kierują się pańscy bohaterowie, a także formę narracji i język wielkich, XIX-wiecznych powieści – nazwał Pana „pisarzem romantycznym”?

– Pochlebiałoby mi to.

(…) Inspiracje? To dorobek literacki wybitnych, XIX-wiecznych pisarzy rosyjskich: Lwa Tołstoja, Antoniego Czechowa, Iwana Turgieniewa oraz Iwana Bunina. Wielka rosyjska proza: nowelistyka, opowiadania, a przede wszystkim powieść – budująca tradycję powieści realistycznej – pogłębiona psychologicznie, z rozmachem odtwarzająca rzeczywistość i niewątpliwie stanowiąca znakomity wkład w rozwój prozy europejskiej.

Opowiadanie Dziewczynka z hotelu Excelsior ma dwie wersje. W pierwszej z nich, akcja utworu dzieje się w PRL-u, rzeczywistość jest bardziej „zaludniona” i pojawia się wątek sensacyjny (Tom opowiadań współczesnych Tylko chłód, PIW, Warszawa 1987). Druga wersja, pochodząca ze zbioru opowiadań Wyspa (Świat Książki, Warszawa 2007), nasunęła mi, może się wydawać, dość dalekie skojarzenie z opowiadaniem Lwa Tołstoja Diabeł (pierwsza wersja zakończenia – 1889, druga – 1909). W czym historia dojrzałego mężczyzny, będącego komplementowanym pisarzem i jednocześnie zmęczonym życiem, człowiekiem, nawiązującym przelotny romans z nastolatką w nadmorskim, wyludnionym kurorcie, może przypominać, toczące się na przestrzeni kilku lat, losy młodego prawnika z nadziejami na znakomitą przyszłość, osiadłego w końcu na ziemiańskim, podupadającym gospodarstwie, gdzie nawiązuje on romans z zamężną chłopką? To zupełnie inne historie, tak jak bardzo różna jest odtwarzana w nich rzeczywistość. Choć warto zauważyć, że kurort opisany przez Rylskiego, przypomina te, w których bywali Gustaw Mahler i Raoul Dufy. Nadmorski hotel „Excelsior” istnieje w bezpiecznej odległości od natrętnego „teraz”. To zmniejsza dystans pomiędzy biało-błękitnym, nieco sennym pejzażem, w którym porusza się bohater Rylskiego, a tym nasyconym osobistym dramatem, gdzie prowadzi moralną i duchową walkę z samym sobą, bohater Lwa Tołstoja. Można oczywiście to, bardziej lub mniej konkretne osadzenie w czasie, tło społeczno-obyczajowe, uwiarygodniające zdarzenie, sprowadzić do roli pełnoplastycznej scenografii. Uznać tym samym, że najważniejsi są bohaterowie i – wspólny dla obu historii, a za każdym razem inny – motyw romansu. I tak, obserwujemy jak bohater Diabła, pod wpływem namiętności, która przeradza się w chorą miłość, popada w obłęd. W wersji utworu z 1883 roku – popełnia samobójstwo, zostawiając żonę i dziecko, natomiast w wersji z roku 1909 – zabija kobietę, od której nie potrafi się uwolnić. A jak nagłą fascynację erotyczną przeżywa samotny gość hotelu „Excelsior”? Po spokojnej analizie, uznaje ją za jedno z najszczęśliwszych zdarzeń w swoim życiu.

[Wyspa Pisarza, 2009, fragmenty; tekst o twórczości Eustachego Rylskiego, inspirowany spotkaniem autorskim z pisarzem, które odbyło się, w ramach trzeciej edycji „Trójkąta Literackiego”, w Kawiarni Artystycznej „Węgliszek” w Bydgoszczy, w 2007 roku.]

* * *

Recital fortepianowy Adama Makowicza stanowił znakomity przykład harmonijnego współistnienia, na jednej scenie, muzyki poważnej i jazzu – za przyczyną jednego, wybitnego pianisty. Złożyła się na to, klasyczna technika gry artysty, wyraźna linia melodyczna i pełne frazy muzyczne, oraz jego szeroka znajomość repertuaru klasycznego i jazzowego. W jego interpretacjach utworów klasycznych i standardów jazzowych, pobrzmiewała historia muzyki. Tu Mozart, a tam romantyzm, bo przecież improwizacja niejedno ma imię. Niezwykła była naturalność i żywość, z jaką artysta poruszał się w obu konwencjach, prowadząc słuchacza do wrażenia doskonałej jedności w utworze. Melodyjność, elegancja, lekkość i krystaliczny dźwięk, uwiodły publiczność. Wyczucie stylu! Adam Makowicz zagrał utwory Duke'a Ellingtona, Cole Portera, Kurta Weilla (m. in. Surabaya Johnny) i George'a Gershwina (m. in. Summertime). Pojawiła się piosenka Witolda Lutosławskiego, Spóźniony słowik, a także jedno ze scherz i preludiów oraz pieśń Moja pieszczotka, Fryderyka Chopina. Artysta grał jazz zabarwiony swingiem, który zresztą uważa za znak rozpoznawczy prawdziwej muzyki jazzowej. Jego interpretacje były bogate formalnie i oryginalne, a równocześnie czuło się w nich szacunek dla kompozytora oraz pragnienie zachowania charakteru wykonywanego utworu. Stąd Chopin był nadal rozpoznawalny jako romantyk, Kurt Weill – wywiedziony z niemieckiego ekspresjonizmu, a Duke Ellington – przypisany do amerykańskich beak-bandów z lat 30. i 40. Własne kompozycje Adama Makowicza, zainspirowane były Manhattanem. Wyrażały przestrzeń i ruch. Nie ilustrowały jednak, moim zdaniem, współczesnego Manhattanu. Raczej ten, o którym śpiewa Ella Fitzgerald w „Manhattan”, i na który patrzymy oczami Audrey Hepburn w „Śniadaniu u Tiffany'ego”. Po którym, nieco później, oprowadza nas Woody Allen w swoim „Manhattanie”.

[Z jednego źródła, 2013, fragmenty; tekst o 51. Bydgoskim Festiwalu Muzycznym, zorganizowanym przez Filharmonię Pomorską im. Ignacego Jana Paderewskiego w Bydgoszczy, który przebiegał pod hasłem „Klasyka i jazz”; jedna z 14 mini recenzji, odnosząca się do występu Adama Makowicza.]

 

* * *

Wyrazistą kreację aktorską stworzyła Alicja Mozga. Gra ona skromnego, wrażliwego mężczyznę, urzędnika, który odkrywa w sobie – towarzyszącą mu od jakiegoś czasu – duszę, a przede wszystkim głos znanej śpiewaczki, Claire Auguste Dux. Czy mężczyzna staje się operową diwą w czasie oglądanego przez nas występu, bywa nią, a może już na stałe przeobraża się w jej postać? Charakter tej przemiany, podobnie jak w pozostałych monodramach, zastanawia nas, ale nie wydaje się najważniejszy. Pewną rolę w tej sytuacji odgrywa tytułowa maszyna Ping, która w rękach bohaterki staje się przedmiotem magicznym, umożliwiającym również przeniesienie się w czasie i przestrzeni. Cała historia jest klarowna narracyjnie, spójna oraz uzasadniona psychologicznie, a aktorka w obu wcieleniach, drobnego urzędnika i śpiewaczki – przekonująca.

Najwięcej w tej roli, teatru, przejawiającego się w kostiumie, charakteryzacji, atrybutach, a także w teatralnym geście, mimice i głosie. Wszystko to jest potrzebne, wręcz niezbędne, aby przenieść widza w realia dramatu z końca XIX i początku XX wieku. Także po to, żeby stworzyć postać nieco groteskową, równocześnie wzruszającą i prawdziwą. To właśnie aura teatru, sztuka aktorska i kreacyjność, powodują osobową przemianę postaci, granej przez Alicję Mozgę. Jedynie teatralna konwencja umożliwia to przeobrażenie.

Artystka kontempluje teatr we wszystkich jego przejawach. Zupełnie, jakby chciała powiedzieć: „taki był kiedyś teatr”. Aktor zmieniał się, na rzecz granej przez siebie postaci. Stwarzał rzeczywistość, w której widz odnajdywał się i była ona dla niego czytelna. A przekaz sztuki był głęboki i uniwersalny. Jaka jest więc główna myśl tego monodramu? Codzienność daleka jest od kreacji scenicznej, ale to sztuka obecna w życiu, może stać się źródłem natchnienia, twórczej tęsknoty i szeroko pojętej przemiany.

W Maszynie Ping znajdujemy odpryski rozważań o teatrze i sztuce aktorskiej, a także tej szczególnej sytuacji, gdy teatr jest tworzony na oczach widzów (teatr w teatrze). Właśnie te wątki łączą tekst Artura Pałygi – i jego wyjątkową, osobistą interpretację, której dokonała Alicja Mozga – z przeszłością, czyli historią teatru. Kim jest aktor i czym jest teatr? Zastanawiali się nad tym filozofowie, dramaturdzy, aktorzy i teoretycy teatru: Platon, trzej klasycy greccy, Terencjusz, następnie Calderon, Szekspir, Molier, Goldoni, Bogusławski oraz Antoine'a. Językiem poetyckim, a jednocześnie precyzyjnym, wręcz technicznym, odpowiadał na to pytanie Wyspiański w eseju Studium o Hamlecie (1904/1905) w radiowej, legendarnej interpretacji Jacka Woszczerowicza, a potem Tadeusza Łomnickiego. Podjął tę kwestię w osobistych rozważaniach, czyli Dzienniku bez dat, Hieronim Konieczka. W atmosferze teatru absurdu, filozoficznie i dowcipnie, rzecz całą wyłożył Pirandello, w kameralnym dramacie Sześć postaci scenicznych w poszukiwaniu autora (1921). Tę oryginalną „przypowieść” o rozpadzie klasycznie skonstruowanego dramatu oraz o zadziwiającym pomieszaniu zadań, które do tej pory realizowali w teatrze autor, reżyser i aktorzy, niektórzy określają jako manifest nowego teatru. Temat ten był później kontynuowany przez Pirandella w kolejnych sztukach, czemu towarzyszyła inteligentna sugestia, że eksperymenty też mają swoje granice. W każdym razie, powinny mieć – dla dobra sztuki.

(…) Postać grana przez Alicję Mozgę, zaznaje poczucia sensu i spełnienia na własną miarę. Dzieje się tak, pod wpływem imperatywu, wyobraźni i emocji. Logika nie ma tu żadnego znaczenia. Jest jeszcze, całkowita samotność. Z tym celem, wewnętrznego spełnienia, osiągniętym w trudzie i cierpieniu, widz się utożsamia. Kulminacją monodramu jest wykonanie... arii operowej. Słyszymy całą, zaśpiewaną po włosku, arię Toski Vissi d'arte z II aktu opery Giacomo Pucciniego. W jednej chwili stajemy się uczestnikami wzruszającej sceny. Przejmujący głos aktorki jest wyrazem niewysłowionego szczęścia, kreowanej przez nią postaci.

[Trzy postacie w poszukiwaniu tożsamości, 2016, fragmenty; tekst inspirowany dramatem (cykl monodramów) Historie bydgoskie, autorstwa Artura Pałygi, w reżyserii Pawła Łysaka, wystawionym ma scenie Teatru Polskiego im. Hieronima Konieczki w Bydgoszczy; monodram Maszyna Ping, z kreacją Alicji Mozgi.]

* * *

To zupełnie naturalne, że stojąc przed dziełem sztuki, rozważając jego treść, formę oraz symbolikę, nadaję temu formę pisemną. Chcę bardziej konkretnie wypowiedzieć się na ten temat. Pisanie sprzyja jego pogłębieniu. To oczywiste. Malarstwo, rzeźba, architektura i fotografia, poezja i teatr, scenografia filmowa i teatralna, film fabularny i dokument oraz muzyka, są dla mnie inspiracją. Patrzę z punktu widzenia historyka sztuki. Wiem, że stojąc w tym miejscu, mogę zarzucić sieć powiązań. Bardzo ważne jest pierwsze wrażenie, ale jeszcze cenniejszy jest namysł. Fascynuje mnie interdyscyplinarność sztuk. Obserwowanie, jak pewne tematy i motywy przepływają z mitologii antycznej oraz Biblii do literatury, malarstwa czy teatru. Ich żywotność, wynikająca z uniwersalności, przejawia się ciągle w nowej formie. Także w sztuce współczesnej. Niewyczerpanym źródłem wydaje mi się epoka antyku, dalej okres nowożytny i przełom romantyczny w XIX wieku, wraz z jego ideowymi i estetycznymi konsekwencjami.

Lubię dawną sztukę, charakterystyczny dla niej warsztat techniczny na najwyższym poziomie, jej wymowę i atmosferę. Z satysfakcją odnajduję szeroko pojętą przeszłość w sztuce współczesnej, która jest zakorzeniona w tradycji, na co czasem wskazuje sam twórca. Dobrze jest popatrzeć, a także posłuchać jak artysta prowadzi dialog z tradycją, i porozmawiać z nim o tym poprzez swój tekst. Pokazać też widzowi, że taki ciekawy dyskurs istnieje. Pisząc więc, staram się być skupionym i pełnym szacunku pośrednikiem pomiędzy twórcą a odbiorcą. Odnoszę się do tego, co uważam za obiektywne. Jednocześnie dokonuję własnej interpretacji świata stworzonego przez artystę. Wtedy staje się on, w jakimś stopniu, również moim światem. Tu otwiera się kolejna przestrzeń do rozmowy, może najtrudniejszej i najciekawszej.

Od lat towarzyszy mi chęć wydobycia z przeszłości, trudnej i barwnej, historii własnej rodziny, a także wskazania na wielokulturowość zapisaną w najnowszej historii Bydgoszczy, jako mojego miasta. Pisząc, zwracam uwagę na wartość odbywających się tu zdarzeń artystycznych o różnym charakterze. Wystawę, spotkanie autorskie albo koncert, godne zapamiętania, chcę poprzez opisanie zatrzymać w czasie. Bardzo ważni są dla mnie autorzy tych wydarzeń, czyli ich twórcy i animatorzy. Idealiści, którzy czas przekładają na... propagowanie dobra i piękna, wiedzy oraz głębokiej mądrości. To właśnie niesie ze sobą prawdziwa sztuka. Czy można więc o tym nie pisać?

Hanna Strychalska

 

Włodzimierz Bykowski - obrazy

Cykl – „Jaki znak twój?”

Kiedy byłem małym dzieckiem, babcia uczyła mnie podstawowych modlitw oraz prostych wierszyków dla najmłodszych. Jednym z nich był słynny Katechizm polskiego dziecka, napisany w 1900 roku przez Władysława Bełzę, rozpoczynający się od słów: „Kto ty jesteś? – Polak mały. Jaki znak twój? – Orzeł biały.” I od razu muszę się przyznać, że jako kilkulatek nie rozumiałem dobrze jego treści. Zastanawiałem się nad znaczeniem kolejnych wersów. Zadawałem sobie pytania dlaczego jestem Polakiem i kto to właściwie jest ów Polak? Nie rozumiałem też, dlaczego mam kochać Polskę, dlaczego w nią wierzyć, a tym bardziej dlaczego mam jej oddać życie. Przecież kochałem babcię, mamę, tatę, siostrę, a życie to byłem ja.

Po wielu latach postanowiłem wrócić do rozważań z dzieciństwa i odpowiedzieć malarstwem na drugie pytanie. Potwierdzić, że moim znakiem jest orzeł biały. W końcu, w tym roku obchodzimy 100-lecie odzyskania niepodległości po zaborach. Z bronią w ręku walczył o nią w powstaniu wielkopolskim mój dziadek, Józef Bykowski. Więc chyba jestem mu coś winien. Przynajmniej jakiś gest. Dlatego postanowiłem zadedykować mu pierwszego z namalowanych przeze mnie orłów, według wzoru godła Polski z lat 1919-1927. Mam nadzieję, że się z tego cieszy.

Cykl „Podziały i układy”

Jeden z największych umysłów przełomu XVII i XVIII wieku, niemiecki filozof i matematyk Gottfried Wilhelm Leibniz, zadał fundamentalne pytanie odnoszące się do metafizycznej istoty Wszechświata: „Dlaczego istnieje raczej coś niż nic?”, a w następnym zdaniu dodał: „Nic jest przecież prostsze i łatwiejsze niż coś”. Właśnie, dlaczego?! Dlaczego otacza mnie tyle form materii, życia, czegokolwiek? W fizyce, biologii, matematyce. Wszędzie „coś” jest, wszędzie „coś” się zmienia i natychmiast, parafrazując myśl Leibniza, zadałem sobie inne pytanie: „dlaczego raczej coś się dzieje niż nic?” Poszukując odpowiedzi, doszedłem do wniosku, że przypadek rozumiany jako coś nieprawdopodobnego, jest koniecznym prawem wszechświata, by nieustannie wydarzało się „coś” a nie „nic”. Tym samym, zdarzenia niezaplanowane, pozornie mało prawdopodobne, stają się główną cechą otaczającej rzeczywistość. Bo zawsze „coś” ma się zdarzyć. Myślę, że właśnie tak jest w moim życiu. Niezliczona ilość przypadków popycha mnie do działania. Niekiedy niweczy stare plany, jednocześnie kreując nowe, których efektem są z kolei następne książki, projekty przemysłowe lub graficzne, obrazy. Wszystkie moje działania układają się jednak w całość. I tak jest właśnie z ostatnimi cyklami malarskimi i rysunkowymi, ale przyczyna ich powstania była przypadkowa.

Cykl Podziały powstał w 2014 r., a jego prozaiczna geneza leży w kontuzji ręki. Nie mogąc kontynuować pracy nad zaplanowanymi wcześniej obrazami musiałem wymyślić coś innego. Słuchając wiadomości w radiu doszedłem do wniosku, że zasadniczą cechą społeczną są podziały. Zacząłem się też zastanawiać czym jest „podział” w sensie działań plastycznych. Jeżeli chwycimy patyk w rękę i podniesiemy go do góry to dokonamy podziału nieba na dwie części. Jeżeli na kartce narysujemy prostą, krzywą, a nawet kółko, to w jakiś sposób podzielimy płaszczyznę owej kartki na mniejsze części. Tym samym łatwo dojść do wniosku, że podziałem jest właściwie wszystko i może on powstać z nieomal każdego działania.

Podobnie przypadkowo powstał cykl Układy, który zacząłem malować w bieżącym roku. Pracując nad inną serią, zrewidowałem założenia trzech obrazów. Jeden nawet zniszczyłem uszkadzając go nożem. Na szczęście, od kilku lat, obrazy tworzę na płytach, dlatego emocjonalne działanie destrukcyjne stało się początkiem nowego cyklu, który powstaje zupełnie bez planu. Tym samym znów „coś” się stało, co skłoniło mnie do nowych działań. Na wystawie w Galerii Autorskiej pokazuję dodatkowo abstrakcyjny obraz nie związany z żadnym cyklem, jeden z dwóch namalowanych w 1992 r., a jego długi łaciński tytuł jest zaczerpnięty z utworu Lucana, antycznego pisarza żyjącego w I w., którego cytował Michael de Montaigne w Rozdziale IV Prób. Wszystkie prezentowane na ekspozycji obrazy są próbą dialogu z pracami dadaistów, surrealistów, konstruktywistów, abstrakcjonistów ekspresyjnych, którzy tworzyli w XX w. Nie są to jednak prace, należące do żadnego z wymienionych stylów. Moje obrazy nierzadko są plastycznymi żartami lub ironicznymi odniesieniami do tego co było w awangardowej sztuce modernistycznej, a co w czasach ponowoczesności XXI w. zupełnie straciło sens ideowy.

Włodzimierz Bykowski

Włodzimierz Bykowski
Układy XXVIII
2018
Włodzimierz Bykowski
Układy XXVII B
2017
Włodzimierz Bykowski
Układy XXVII A
2017
Włodzimierz Bykowski
Układy XXVI
2016
Włodzimierz Bykowski
Układy XII
2015
Włodzimierz Bykowski
Układy XI
2015
Włodzimierz Bykowski
Układy X
2015
Włodzimierz Bykowski
Układy IX
2015
Włodzimierz Bykowski
Układy VIII
2015
Włodzimierz Bykowski
Układy VII
2015
Włodzimierz Bykowski
Układy VI
2015
Włodzimierz Bykowski
Układy V
2015
Włodzimierz Bykowski
Układy IV
2015
Włodzimierz Bykowski
Układy III
2015
Włodzimierz Bykowski
Układy II
2015
Włodzimierz Bykowski
Układy I
2015
Włodzimierz Bykowski
Orzeł 1919-1927
2018
Włodzimierz Bykowski
Orzeł wz1919
2018
Włodzimierz Bykowski
Orzeł karpacki 1916
2018

Hanna Strychalska

Hanna Strychalska urodziła się w Bydgoszczy. Jest historykiem sztuki i eseistką. Zajmuje się głownie plastyką, ale także poezją, teatrem, muzyką, filmem i scenografią. Związana jest przede wszystkim z bydgoskim środowiskiem plastycznym i literackim, ale pisze również o twórcach działających w innych środowiskach artystycznych w Polsce. Szkice krytyczno-artystyczne publikowała w czasopismach literackich, plastycznych i filozoficznych, m. in. w „Toposie”, „Poboczach”, „Wyspie”, „Akancie”, „Kontekstach”, Kwartalniku Rzeźby „Orońsko” i „Filo-sofiji”.  Od 2010 roku współpracuje z Galerią Autorską Jana Kaji i Jacka Solińskiego w Bydgoszczy oraz „Bydgoskim Informatorem Kulturalnym”. Nagrodzona medalem „Za twórczy wkład w kulturę chrześcijańską” za 2020 rok.

,

Włodzimierz Józef Bykowski

Urodzony w 1967 roku w Bydgoszczy, polski projektant przemysłowy i graficzny, malarz, rysownik, fotograf, regionalista, autor przewodników i książek. Debiutował w 1986 roku scenariuszem i rysunkami undergroundowego komiksu Szynel według Mikołaja Gogola. Od 1991 roku zajmował się reklamą i wystrojami wnętrz, a od 1995 roku tworzeniem wydawnictw reklamowych, książek, plakatów, opakowań, znaków towarowych, logotypów. W latach 2002–2005 redaktor graficzny polskiego wydania międzynarodowego magazynu parolotniowego Cross Country Polska. Miał 20 indywidualnych wystaw malarstwa, rysunku i fotografii. Od 2005 roku projektuje design paralotni Dudek.

Od 1999 roku opublikował około 30 przewodników turystycznych, które najczęściej ilustrował własnymi zdjęciami – ich łączny nakład przekroczył 100 tysięcy egzemplarzy. Pisał artykuły o tematyce turystycznej do Ilustrowanego Kuriera Polskiego, Przeglądu ekologicznego Pomorza i Kujaw, Expressu Bydgoskiego. W 2013 roku opublikował powieść fantastyczną Różowe robaki. Od 2019 roku publicysta Polskiego magazynu w UK oraz Polskiego magazynu w regionie.