Wojciech Banach – poezja
Planetoida
Między 7 a 9 stycznia bieżącego roku
niepostrzeżenie nawet dla naukowców
sporej wielkości planetoida zbliżyła się do Ziemi
Minęła nas w połowie odległości
od Księżyca czyli o włos Boga
Jedliśmy w tym czasie codzienne posiłki
rodząc się i umierając Chodziliśmy
koślawymi chodnikami i po oznaczonych
przejściach dla pieszych
pewni że jeżeli nie jesteśmy pod wpływem
określonych substancji
zachowujemy wystarczającą ostrożność
i nie łamiemy prawa
- nic złego nas nie może spotkać
Poruszała się bez rozgłosu i ostrzeżeń świetlnych
jakby nie była ciałem uprzywilejowanym
a powściągliwość i dyskrecja ekspertów
nie pozwoliły na poznanie rozmiarów
potencjalnego kataklizmu
Było cicho i fajnie
jak to zazwyczaj bywa przy
niespodziewanym zbliżeniu
więc nikt z nas
zwykłych zjadaczy informacji gazetowych
nie oszalał ze strachu
że kończy się nasz mały kruchy świat
stawiany pieczołowicie z talii kart
dobrego i złego
pomysłu na przetrwanie
Pan jest stary i ja stara
więc nie wypada żebym brała te pieniądze
bo oboje potrzebujemy pomocy -
powiedziała kobieta poszukująca
w pojemnikach odpadków nadających się jeszcze
do konsumpcji kiedy usiłowałem wręczyć jej banknot
i namówić do zakupu świeżej żywności
w pobliskim sklepie spożywczym
Od pewnego czasu znałem ją z widzenia
podczas swoich wieczornych wycieczek
dla zdrowia i porządku do śmietnika i z powrotem
- A jakie znaczenie ma tu nasz wiek -
próbowałem polemizować - nalegam aby
pani wróciła do smacznego
i zdrowszego trybu
- My w życiu już swoje zjedliśmy i mimo to
dalej żyjemy więc mamy za co
chwalić Boga choćby tylko z tego powodu a reszta
nie liczy się na tym świecie
a na tamtym będzie inaczej
ale jak już pan daje - wezmę
żebyśmy rozstali się w zgodzie
bo wiem że każdy ma coś jeszcze
do załatwienia i uważa to za najważniejsze –
Plac Wolności
Krzysztofowi Derdowskiemu
No więc masz ten swój ulubiony Plac Wolności
Z szeregiem kwiaciarenek Z bezpośrednim
dostępem do kościoła (otwarte w niedziele i święta)
parku publicznego szaletu (zamknięte w niedziele
i święta) Ze śladami po trybunie honorowej
Z przerobionym kolejny raz pomnikiem (gdzie wdzięczność?)
Z widmem monumentu Stalina Co z nim zrobisz?
Już nie jest miejscem radosnych pierwszomajowych
(to idzie młodość) demonstracji ani późniejszego dialogu
z ZOMO Przestał być przystankiem kibiców
nasłuchujących pod szarymi głośnikami sukcesów szóstki
biało-czerwonych w gonitwie o wielką nagrodę
Trybuny Ludu Neues Deutschland i Rudeho Prava
Gdzie są te tytuły czerpiące natchnienie z Prawdy
i tylko z tej prawdy Nic nie zostało
Teraz najwyżej możesz przysiąść się do towarzystwa
na ławce Być posądzonym o chęć udziału
w płaszczyźnie porozumienia homoseksualistów
lub spożyć jakąś zagadkę z papierowej torby
(tu siedzi starość) Nawet postój taksówek wyniósł się stąd
więc co Ci po takim placu
i takiej wolności?
Recykling
Grzegorzowi Kalinowskiemu
Zostaliśmy nauczeni powołani lub skazani więc
- musimy pisać
bez względu na klimat i pogodę
Nikt nas nie zwolnił z literatury i sumienia
Jeżeli nie opowiemy
o emigracyjnych przypadłościach
doświadczeniach z praktyk robotniczych
o konspiracyjnych spotkaniach
i późniejszych dylematach związanych z ujawnianiem
- będziemy odczuwać niedosyt historii
Jeżeli nie wspomnimy o bliskich i dalszych
towarzyskich i literackich skurwysynach
- będziemy czuli do siebie pogardę
Nasze stany świadomości
snów i rozmyślań
powinny tłumaczyć nas publicznie także z zachowań
nie do końca zrozumiałych dla otoczenia
Jeśli nie wyjaśnimy kilku spraw do końca i do bólu
nie uda się nam umrzeć spokojnie
z rękami złożonymi jak okładki
naszych ostatnich książek Ostatnich -
w szeregu szeregowych
Nie spodziewajmy się aplauzu
odznaczeń listów pochwalnych
Nie oczekujmy nawet
że ktokolwiek zajrzy do naszych wynurzeń
Raczej utopią w oceanie lekceważenia
i zapomnienia
lub poddadzą nas
recyklingowi i zakazowi wznowień
Oczekiwanie
na sprzyjające chwile warunki okoliczności
czy zasłanianie się zmęczeniem i trudną sytuacją
całokształtu - zniszczą nas ostatecznie
Trzeba - dopóki jeszcze można głośno - pisać
i wydawać choćby cienkie książki
bo może nadejść czas przeszły
a wtedy będą wyrywać sobie papier jak bolące zęby
i modlić się - o każdą kartkę potrzebną
do skręcenia ostatniego nieekologicznego papierosa
Chorągiewka
Z pamiątek i rekwizytów poprzedniego systemu
którego nie kochałem choć
jak prawie każdy starzec
lubię wspominać czas młodości
została po Święcie Pracy lub czekolady 22 lipca
papierowa chorągiewka
Odporna na zawirowania licznych wiatrów
stała w doniczce na parapecie
Mimo codziennego podlewania
przy okazji pielęgnacji innych
kwiatów
- nie urosła do rozmiarów flagi
ale też nie zgniła
jedynie nieco wyblakła
w słońcu
we śnie o trwaniu i potędze Rzeczpospolitej
wyszydzanym obecnie przy wielu okazjach
rzekomo demokratycznych mobilizacji
Zjawisko gubienia kolorów
staje się ostatnio niepokojąco powszechną manierą
podczas ostatecznych pożegnań
a wzrost chorągiewki -
niech się spełni
jak moja codzienna nadzieja
na poprawne wyniki morfologii krwi
zachowania właściwych proporcji między kolorami krwinek
i barwy słów w przypadkach
poezji stosowanej
Faszysta
Idę
idę
idę
a oni stają
do apelu poległych Miliony dziesiątki
milionów szkieletów Wyczerpani
wychudzeni odarci z ciała Wydrążeni
z nadziei Odwracają czaszki
i patrzą na zachód Zaglądają z niedowierzaniem
w oczy ślepemu światu Jak
ludzie zebry z numerami startowymi
jak wytatuowane bydło według unijnych
wymagań Chcą spojrzeć między źrenice
prawdziwych Europejczyków W zwierciadła
potomków i następców strażników
Komisarzy atestowanych przez Brukselę
i Berlin Ja także muszę przejrzeć się
dla pewności w weneckim lustrze Zastanowić się
kto jest po tamtej stronie Kto
obserwuje mnie pisząc artykuły i protokoły
Jak to możliwe że kilku głupków potrafi wywołać
nowy cud nad Wisłą z udziałem 60 tysięcy nazistów Tak
to zapewne ja zamordowałem swojego stryja
i dziadka w Auschwitz zwanym nagminnie
cynicznie oraz bezmyślnie
polskim obozem śmierci
a teraz idę bezczelnie w pochodzie
300 kilometrów od miejsca kaźni
Przez miasto skazane na spalenie Idę
i niosę na zbrodniczym kiju
biało-czerwony kolor krzycząc złowieszczo
Cześć i chwała bohaterom
Jeszcze Polska nie zginęła a ze mną
pięćdziesiąt dziewięć tysięcy
dziewięciuset
dziewięćdziesięciu
dziewięciu
podobnych faszystów z całymi rodzinami
z całą mocą powtarza
te nienawistne słowa brzmiące
jak przestroga przed brunatnym kłamstwem
i kolejnym zamachem na moją
niepodległość
(wszystkie powyższe wiersze pochodzą z książki „Strzępy i pąki” wyd. Galeria Autorska, 2017)
Odgrodzony, przestawiony
Twórczość poetycka Wojciecha Banacha bez wątpienia należy do ciekawszych w bydgoskim środowisku literackim. Pokoleniowo przynależący do pokolenia tzw. Nowej Prywatności, zręcznie wymyka się próbom sztywnego zaklasyfikowania go w tym czy innym nurcie, zarówno w płaszczyźnie treściowej, jak i formalnej.
Z ideałów i dążeń tego wielkiego ruchu społecznego pozostało po prostu niewiele. Życie zweryfikowało najważniejsze idee pokolenia, do którego poeta należał. Na jego oczach upadały wielkie hasła, ruchy społeczne….
…Banach, tak jak inni twórcy przynależący do Nowej Prywatności, reprezentuje poezję osobistą, skoncentrowaną na życiowych problemach jednostki wobec zbiorowości. Istotną rolę odgrywają w jego wierszach zagadnienia moralności, etyki, wartościowania. Nie można również nie zauważyć silnych związków autora z twórczością pokolenia Nowej Fali – jak słusznie zauważa Grzegorz Kociuba, powołuje się na Nową Falę, prowadzi z nią dialog/spór, jednak, jak podkreśla, ważniejsze wydaje się to, iż z powodzeniem stosuje strategie nowofalowe do demaskowania solidarnościowego kombatanctwa, a także kultury masowej oraz mechanizmów władzy, pieniądza, sukcesu. Dodać warto tu jeszcze zauważalną u Banacha, a u nowofalowców istotną tendencję do analizowania - nierzadko krytycznego - oficjalnego, państwowego czy medialnego języka, który przyczyniał się do ograniczenia społeczeństwa, nie tylko w warstwie mentalnej.
…Banach to doskonały obserwator rzeczywistości, zarówno tej lokalnej – bydgoskiej, jak i ogólnopolskiej, czy po prostu globalnej. Przygląda się życiu codziennemu, doskonale wychwytując paradoksy, zjawiska nietypowe, ciekawostki, czasem przedstawione z dodatkiem ironii czy groteski. Potrafi skupić uwagę na poszczególnej jednostce, zarówno tej wymykającej się schematom, jak i tej je powielającej. Zauważa istotną rolę przemijania w ludzkiej egzystencji i konieczność odnalezienia się – na własnych zasadach – we współczesności. Postuluje samodzielność działania i myślenia, dążenie do rozróżniania prawdziwych, moralnych oraz sztucznych, szkodliwych postaw etycznych, a także – mówiąc najprościej – racjonalizm i rozsądek.
Język wierszy z tego zbioru jest bardzo precyzyjny. Poeta dokładnie cyzeluje każdy wers, każde słowo – z drugiej jednak strony niektóre jego teksty przypominają wręcz elaboraty – długie, wielowątkowe, lecz pozornie tylko wyjęte spod kontroli. Banach pilnuje, by nie przekroczyć granicy przesytu, zbytniej wylewności, tak nielubianej przez wielu odbiorców. Doskonale wykorzystuje przerzutnie, które często decydują o odczytaniu danej frazy. Ma wielki talent do konstruowania wypowiedzi o wysokim stopniu dramaturgii…
Damian Skawiński
* * *
Banach jest twórcą o dużej wyobraźni, potrafi umiejętnie postawić nowy problem, jak i ze świeżością odczytać stary. Jest to w pewnym sensie twórca nieprzewidywalny i ciągle zaskakujący. Rozpiętość tematów pozornie zdumiewa. Raz pisze o swojej dzielnicy, innym razem o płytach winylowych znalezionych w piwnicy, koniu na biegunach, a nawet o planetoidzie. Ale te tematy to tylko preteksty potrzebne do opowiedzenia jednej, bardzo ważnej historii, którą przedstawia nam już od ponad czterdziestu lat – o tym, że na ziemi żyjemy tylko raz, że każdy dzień jest niepowtarzalny i niesie ze sobą nie tylko kolory szachownicy, ale i tęczy, oraz że człowiek jest strasznie samotny, a co jeszcze gorsze, musi stoczyć beznadziejną walkę z całym światem. Tylko w taki sposób, zgodnie zresztą z regułą opracowaną przez starożytnych, może dojść do samego siebie. W tej perspektywie bydgoski poeta jawi się też jako egzystencjalista, który w ironicznych i przewrotnych wierszach czasami bywa też nostalgiczny i refleksyjny, a coraz częściej – i chwała mu za to – metafizyczny.
Bartłomiej Siwiec
Andrzej Maziec – fotografia
* * *
(…) Otwieranie drzwi i okien na przestrzał, tak by spowodować przeciąg, by przeszłość dosięgała teraźniejszości, zdaje się być zabiegiem wpisanym na stałe we wszystkie poczynania tego artysty.
Pomimo iż obszarem dociekań twórczych Andrzeja była fotografika, to jednak nie należy w tym przypadku skupiać się na poszczególnych pracach czy ich cyklach. Fotografowanie i twórcza obróbka stała się tutaj działaniem wprowadzającym w scenerię rzeczywistości, której przypisane jest znikanie i ginięcie. Fotogramy prezentowane w miejscach, gdzie powstały, tyle że w minionym okresie (bardziej lub mniej odległym), tworzą swoistego rodzaju teatr przesunięć czasu. Aktywność koncepcyjną fotografika można by określić jako wędrującą galerię, wciąż przenoszoną, która mogła nagle pojawić się tam, gdzie pamięć o miejscach i ludziach zaciera się, czy bywa zacierana, by w końcu bez śladu zniknąć. (…) Wszystkie kolejne wystawy – działania prezentowane w różnych miejscach (cmentarz, podwórko, ulica, miejsce po wyburzonym domu) odbywały się jednocześnie w Galerii Pamięci, ocalając jakiś z fragmentów ginącego świata. (…) Najistotniejszym w tej twórczości pozostaje ustawiczne odnajdywanie swojego rodowodu i związanych z nim odniesień. Cały ten proces jawi się jako kontemplacja istoty powrotów, przeszłości i pamięci.
Jacek Soliński
Miasto Andrzeja Mazieca
Przestrzenią fotograficznych poszukiwań Andrzeja Mazieca jest miasto. W jednej z rozmów przyznał, że kieruje nim rodzaj „tęsknoty za podwórkiem”, czyli przestrzenią oswojoną, w której czułby się bezpieczny. Można widzieć w tym echo mitu „wiecznego powrotu”. Jest to mechanizm pamięci przywołujący obrazy, gesty i miejsca, z których artysta tworzy prywatną mitologię.
Maziec obserwuje miasto mikroskopowo. Kadruje je z precyzją, na wydeptanych szlakach poszukuje nieznanych dotąd znaczeń, odczytuje je poprzez spotkanie ze szczegółem, pojedynczą twarzą, wprasowaną w asfalt łyżeczką, fragmentem napisu na ścianie. Nie jest typowym kronikarzem, fotoreporterem. Fotografuje to, co działa na jego emocje. Przede wszystkim są to wszelkie przejawy zanikania, odchodzenia, przeistaczania się rzeczywistości oswojonej w nową, obcą jeszcze przestrzeń. Tak było choćby z fotografowaniem bolesnego procesu metamorfozy dawnych Zakładów Graficznych w dzisiejszą galerię handlową „Drukarnia”. Temu poświęcona była także jego Autorska Galeria Pamięci, dokumentująca ubywanie tkanki miejskiej.
Ale miasto Mazieca to przede wszystkim dzieło i mieszkanie człowieka. Człowiek tę przestrzeń organizuje i dewastuje. A czasem jest po prostu zagubionym w niej dzieckiem. Społeczna funkcja fotografii ujawnia się u Mazieca w jego czułych portretach ludzi spotykanych na ulicy. Jest w nich jakiś smutek, nawet jeśli fotografowane są uśmiechnięte twarze dzieci ze Śródmieścia.
Jarosław Jakubowski
Andrzej Maziec
Urodzony w 1948 r. w Bydgoszczy, zmarł w 2016 r. w Bydgoszczy. Fotografik. Szczególne miejsce w jego twórczości zajmowała fotografia artystyczna, fotografia kreacyjna, fotografia użytkowa. Był twórcą wielu instalacji fotograficznych, był fotoreporterem – obserwatorem życia społecznego, dokumentalistą najważniejszych wydarzeń sportowych, kulturalnych i religijnych w regionie. Prowadził projekty upowszechniających sztukę – m.in. Autorską Galerię Pamięci, Galerię Podwórko, Akcję Podróż oraz uczestniczył w Akcji Lucim. Jest autorem i współautorem wielu wystaw fotograficznych, indywidualnych, zbiorowych, w Polsce i za granicą. Jego fotografie brały udział w wielu wystawach pokonkursowych, krajowych i międzynarodowych, na których otrzymywały wiele nagród. W 1985 r. został przyjęty w poczet członków rzeczywistych Okręgu Kujawsko-Pomorskiego Związku Polskich Artystów Fotografików. Pochowany został na cmentarzu parafialnym pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa na Ludwikowie w Bydgoszczy.
Wojciech Banach
Urodzony w 1953 r. w Bydgoszczy, zmarł w 2022 r. w Bydgoszczy. Poeta.
Ukończył Wydział Elektrotechniki na Akademii Techniczno-Rolniczej (obecnie Politechnika Bydgoska). Od 1978 do 2018 roku pracował jako specjalista konstruktor w Famor SA w Bydgoszczy. W latach 1994–2001 był zatrudniony także w bydgoskim salonie DESA.
Jako poeta debiutował na łamach miejscowego czasopisma społeczno-kulturalnego „Fakty” (1976). W latach 1975–1978 był członkiem Grupy Faktu Poetyckiego „PARKAN”, znanej z niekonwencjonalnych prezentacji poetyckich i Koła Młodych ZLP, od 1990 jest członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Jest autorem 20 tomów poezji i 3 albumów kolekcjonerskich zrealizowanych w oparciu o własną kolekcję starych pocztówek. Na podstawie jego wierszy i obrazów artysty plastyka Jerzego Puciaty, ukazał się, wydany przez „Margrafsen”, kalendarz bydgoski na rok 2004. Jest autorem wiersza „Miotając się”, który przez kilka lat widniał na ścianie szczytowej domu przy ul. Przyrzecze w Bydgoszczy (do czasu zburzenia budynku). W plebiscycie bydgoskiej redakcji „Gazety wyborczej” został wybrany Artystą Roku 2002 w dziedzinie literatury, a w latach 2009 i 2015 – Strzały Łuczniczki - nagrody literackiej Prezydenta Miasta za najlepszą bydgoską książkę (Odgrodzony przez przypadki oraz Czas przestawienia). W 2007 roku został odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi, w 2011 r. Medalem Solidarności Zasłużony dla Regionu Bydgoskiego, a w 2016 roku został uhonorowany medalem – statuetką „Za twórczy wkład w kulturę chrześcijańską”. W 2019 roku otrzymał Brązowy Medal „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”. Od 2011 do 2022 r. pełnił funkcję prezesa zarządu Bydgoskiego Oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.
Od 1990 roku podjął stałą współpracę z Galerią Autorską Jana Kaji i Jacka Solińskiego w Bydgoszczy, z którą współpracował do ostatnich dni swojego życia.