czwartek, 24 kwietnia, godz. 18.00 – otwarcie wystawy fotografii i rzeźby Gracjana Kaji oraz fotografii Piotra Nowackiego „Na Końcu Swiata - Fin del Mundo”(zapis podróży odbytej od 12 kwietnia do 6 września 2005: Argentyna, Chile, Boliwia, Peru, Brazylia, Wenezuela)

Gracjan Kaja, ur. 1980r. w Bydgoszczy. Ukończył VI LO w Bydgoszczy. Absolwent Wydziału Terapii Zespołu Szkół Medycznych w Bydgoszczy. Student V roku (pracownia prof. Sławoja Ostrowskiego) Wydziału Rzeźby Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku.

Piotr Nowacki, ur. 1981r. w Bydgoszczy. Ukończył V LO w Bydgoszczy. Absolwent Wydziału Matematyki, Fizyki i Informatyki Uniwersytetu Gdańskiego. Obecnie pracownik tegoż uniwersytetu.

Image
Kaja Gracjan - Gorące źródła, okolice Salar de Uyu ni, Boliwia

Z dziennika podróży:

Ciągle idziemy. Znowu przerwa na oddech. Ta przełęcz odpowie nam na wiele pytań. Musimy się na nią tylko wdrapać. Tak jesteśmy wykończeni, że w ogóle nie rozmawiamy. Moje nizinne serce i płuca wariują. Nie ma się czemu dziwić, jesteśmy na 5500 m n.p.m. Jestem wykończony. Wczołgaliśmy się na ową przełęcz. Łapałem oddech jak ryba wyciągnięta sitkiem z akwarium. W końcu zobaczyliśmy cel naszej wyprawy, wulkan Chachani (ponad 6000 m n.p.m.)!!!Jednak był zbyt daleko żeby ten widok nas rozweselił . Udaliśmy się wzdłuż stromego zbocza. Zatrzymały nas potężne skały. Zachód słońca. Nie mieliśmy innego wyjścia jak tylko zacząć schodzić stromym, kamienistym i sypkim zboczem w dolinę. Kiedy zaczynaliśmy zjeżdżać z porcją kamieni w dół, używaliśmy czekanów jak hamulców. Robiło się coraz ciemniej. Uda dostały naukę pokory. W ciemnościach nocy dotarliśmy do doliny cali brudni i zasapani. W świetle czołówek zaczęliśmy szukać miejsca na nocleg. W końcu znaleźliśmy niewielki teren, który nie był usiany ostrymi i małymi kamieniami. Kręciło mi się w głowie i trudno było mi się skupić na rozstawianiu namiotu. Teraz siedzimy w naszym domku. Trochę zimno. Namiot już zaczyna zamarzać. Przebraliśmy się w suche rzeczy. Zaraz uczta po całym dniu męczarni. Trzy kawałki z serem. Jedna parówka. I parę łyków zimnej wody. Po chwili usłyszałem pochrapywanie Piotra. Nie mogę spać...Po chwili nie mogłem oddychać. Tak jakbym miał oddychać przez słomkę. Poczułem tak ogromny ból głowy, oczu, uszu, zatok, szczęki, że z oczu popłynęły mi łzy. Dobrze, że nikt tego nie widział. Byłby wstyd. Serce waliło jak oszalałe. Czułem ból w klatce piersiowej. Wpadłem w panikę i miałem wrażenie, że się zaraz uduszę. Zamek już zamarzł na dobre, wiec trochę się namęczyłem zanim otworzyłem tylny właz. Wychyliłem się na zewnątrz i zacząłem chwytać nerwowo przeraźliwie zimne powietrze jakbym był rybą na brzegu. Zimno nie robiło na mnie żadnego wrażenia. Najważniejsze było - oddychać. Nie wiem jak długo to trwało. Zamknąłem właz i położyłem się. Było coraz gorzej. Ból. Gorąco. Niemoc oddychania. Ogarnął mnie strach. Pomyślałem, że zaraz będzie koniec. Skupiłem się tylko na tym aby się uspokoić. W końcu zacząłem odmawiać różaniec...Obudziłem się rano. Zwinęliśmy namiot i udaliśmy się w kierunku wulkanu.
Gracjan Kaja