Image
Epizod, linoryt, 2005

Fragmenty i całość

Sztuka nie odzwierciedla tego,
co widzialne,
lecz czyni widzialnym.

Paul Klee

Przez 20 lat (co roku), w dniu 24 października organizuję w Galerii Autorskiej swoją jednodniową wystawę linorytów i obrazów. Ta ekspozycja, trwająca zaledwie kilka godzin, ma dla mnie szczególne znaczenie. Podjęte działanie kontynuuję przez tyle lat dzięki przyjaznemu otoczeniu, które tworzą goście ekspozycji – moi przyjaciele i znajomi. W jakimś sensie Oni również stają się współautorami tego wieczoru. Cały rok przygotowuję się do tego wydarzenia żywiąc nadzieję, iż poprzez realizację poszczególnych grafik zmieniam się, pracując również nad sobą. Żyję w przeświadczeniu, że twórczość może uszlachetniać zarówno samego artystę, jak i tych, do których jest adresowana. Twórczość artystyczna powinna działać pozytywnie, budzić w nas to, co wspaniałe, piękne i wzniosłe. Czy tak się dzieje? To zależy od nastawienia i proponowanych treści – czy wiążemy je ze sferą szeroko pojętego dobra? Czy istota przekazu nie burzy szacunku do drugiego człowieka i wyznawanych przez niego wartości? Czy nie prowadzi go ku destrukcji, porzucając zagubionego w ciemnościach? Wszystko staje się dla mnie proste, czytelne i oczywiste, jeżeli sztukę można nazwać przyjaciółką człowieka; znaczy to, że jej przesłanie wiedzie ku światłu i treściom ocalającym.
Przygotowując coroczną wystawę, odczuwam własny rytm obecności. Świadomość cykliczności działania uzmysławia mi rozmiar czasu jako daru. Rozmowy z ludźmi we wnętrzu Galerii Autorskiej sprawiają, że w tym dniu przechodzę jakiś rodzaj (nie dającej się opisać) inicjacji. Zawsze innej, związanej z innym doświadczeniem Z upływem lat mam wrażenie jakbym żył w zaklętym kręgu konieczności, które sam sobie określiłem. Systematyczność i dyscyplina zdają się zamykać mnie w przewidywalnej (wyznaczonej?) przestrzeni działań. Jednak jestem przekonany, iż to pozorne ograniczenie konstytuuje moją wolność. Wszak „miarą wolności są jej granice”. Skalę rozumienia tego fenomenu kształtuje świat wartości, w którym pragnę się odnajdować. W nim uczę się znaczenia równowagi, sensu milczenia i celu wypowiadanych słów. Wędruję od pragmatyzmu do mistycyzmu szukając podstawowych odpowiedzi. Wartości mi bliskie określają porządek wokół tego, co stałe i niezmienne. Pomagają „otwierać” kolejne dni, wskazując na potrzebę różnych wymiarów skupienia.
Uprawianie grafiki jest dla mnie ustawicznym obrazowaniem przejściowości. Chwile – fragmenty obecności przełożone na obraz grafik, stają się moimi znakami – drogowskazami w czasie. Ten dziennik podróży jest równocześnie mapą mojego życia wewnętrznego. W konsekwencji ma to prowadzić do uchwycenia całego obrazu przeżywanej obecności (fizycznej i duchowej). Mimo że jest to zajęcie karkołomne, równie niemożliwe, jak dotknięcie horyzontu – to jednak ma swój głęboki sens w samym akcie dążenia. Ułożenie obrazu z fragmentów całości okazuje się niemożliwe, bo każdy z nich ma swój (inny) czas istnienia. Próby zmagania się z czymś nieosiągalnym są wyzwaniem dla wyobraźni, stają się szkołą przekraczania własnych ułomności. Prowokują do poszukiwania innej rzeczywistości. Metafizyczne tchnienie bywa jak terapia uwalniająca umysł od grawitacji, której podlega ciało.

Jacek Soliński

Image
Anioł 247 dnia, tech. miesz., 2005


* * *
Linoryty Jacka Solińskiego to jeden z najważniejszych nurtów jego artystycznej działalności. Powstają one już od ponad 20 lat i są zarówno dowodem technicznej sprawności, ale też świadectwem wrażliwej i otwartej świadomości, zapisem osobistego doświadczenia, którego głównym komponentem jest cierpliwe wędrowanie ku obszarom niepoznawalnym, ujawnianie czy sugerowanie sakralnego wymiaru istnienia. Grafika Jacka, tak jak i jego refleksja, skierowane są konsekwentnie ku religii chrześcijańskiej, którą uznaje artysta za najwartościowszy składnik europejskiej duchowości, a jej przesłanie za fundament postawy moralnej, drogowskaz, umożliwiający orientację w obszarze współczesnego zamętu i nieprawości, jeden z niewielu stabilnych, twórczych i życiodajnych wymiarów kulturowych, przynoszących głęboką i niezafałszowaną wiedzę o człowieku, jego losie i budującym wizję eschatologiczną pełną nadziei i pocieszenia. Dlatego też tak często spotkamy tu wizerunek Chrystusa, zarówno Chrystusa historycznego, realizującego kolejne epizody swej zbawczej misji, symbolicznego, odnoszącego naszą refleksję do uniwersalnej chrześcijańskiej idei, jak też Chrystusa bardzo ludzkiego, solidarnego współuczestnika człowieczej kondycji, sprzężonego z każdym indywidualnym dramatem, dzielącego ludzkie tragedie i cierpienia, oferującego pocieszenie i ukojenie. Sploty linii, spokojne, łagodnie wykreślane formy, biało-czarne kontrasty, kolory i światło, wszystkie te składniki plastycznego inwentarza mają tu dodatkowy, właśnie symboliczny sens, polegający na eksponowaniu wartości wiecznych i niezmiennych, które na co dzień postrzega się tak rzadko, a które nieustannie prześwietlają przestrzeń ludzkiego bytowania. Szczególnie ciekawa jest w tej perspektywie rola luminizmu. Światło jest tu znakiem Obecności, odnosi uwagę do wymiaru, w którym uobecnia się to, co święte, dlatego zdaje się rozświetlać poszczególne istnienia od środka, niczym wewnętrzny płomień skupiający w sobie energię i emanujący jej dobroczynny nadmiar. I jest to światło stwórcze i życiodajne, bo przesycone nim postacie, drzewa, przedmioty, dzięki niemu, uzyskują swój kształt, swą konkretność, to ono wydobywa je z mroku, dokonując jednocześnie ich ontologicznej sublimacji. Warto w związku z tym zwrócić uwagę na tytuły choćby kilku ekspozycji, jako że ich znaczenia koncentrują się wokół pewnych, bliskich sobie punktów. „Uwalnianie doczesności”, „Wszystko jest jednością”, „Wyzwalanie pełni”, „Wejście do ciszy”, „Dotknięcie horyzontu”, „Święta każda chwila”; wszystkie one uzmysławiają, że świat religii i świat sztuki istnieją tu w ścisłym powiązaniu, przenikają się, tworząc doskonałą harmonię. Artysta utrwala sens swej kreacji, konkretyzując kolejne wizerunki, wypełniające jego wyobraźnię, zmysły i emocje, wypracowuje warunki umożliwiające przekroczenie granic, zamykających nasz empiryczny horyzont i daje swą sztuką namiastkę wiecznej Prawdy, wiecznego Dobra i wiecznego Światła.

Piotr Siemaszko